Skocz do zawartości

Andrzej Ziober

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    94
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Ostatnia wygrana Andrzej Ziober w dniu 27 Lutyego 2020

Użytkownicy przyznają Andrzej Ziober punkty reputacji!

Reputacja

110 Excellent

4 obserwujących

Informacje

  • Skąd
    Poznań
  • Zawód
    Każdy, kto czyta Skrzydlatą i AeroPlana wie, jaki jest mój zawód

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

  1. Wrócę jeszcze do tych „nostalgicznych” wspomnień z naszego ancien regime. W latach 1970. już jeździłem na polskie konkursy, ale wyjazdy na konkursy zagraniczne były realne tylko jako tzw. „zorganizowane” jedynie do Czechosłowacji i do DDR. Żeby pojechać trzeba było należeć do klubu (ja należałem do kaliskiej Miniaturki, która miała kontakt z klubem w Ostrawie), który miał kontakty z klubami z tych krajów i odbywało się to wyłącznie na zasadzie „wymiany klubowej”. Tak to się wtedy nazywało i polegało na tym, że my jechaliśmy do „nich” a „oni” potem do nas. Wtedy nawet nikomu nie przychodziło do głowy, żeby sobie, od tak, prywatnie pojechać na taką imprezę. Po prostu było wiadomo z założenia, że to niemożliwe. A nawet jak już klub miał zaproszenie, to jeszcze trzeba było zdobyć vouchery na paliwo, znaczki do wkładki paszportowej i walutę czechosłowacką lub DDR-owską. I każda z tych rzeczy mogła być też przeszkodą nie do pokonania, bo chodziło o to, żeby ludzie nadmiernie się nie wałęsali nawet po „bratnich”, socjalistycznych krajach. A jak już miało się wszystko załatwione na taki wyjazd, to jeszcze jakiś wredny celnik mógł pod byle pozorem cofnąć z granicy. Natomiast wyjazd na Zachód wydawał mi się wówczas równie realny, jak lot w kosmos (i to nie było przesadnie porównanie!). Dziś to brzmi dziwacznie, ale tak właśnie oddziaływał na wyobraźnie tamten system, więc słusznie Gonzo napisał, że „nie tyle zabierał marzenia, ale sprawiał, że człowiek nawet nie próbował marzyć”. Dlatego gdy wreszcie pierwszy raz pojechałem na ten Zachód (do Anglii na ModelWorld w 1995), to czułem się tak, jakby mi się spełniły te niewyobrażalne marzenia.
  2. Widzę, że poczucie humoru też teraz jest chyba inne. Przecież mój poprzedni post to był tylko żart. A kwestia nowoczesnych technik modelarskich? Kogo one dotyczą? Ilu modelarzy w Polsce stosuje w praktyce technologię CNC, czy druk 3D do swych modeli (nie mówię tu o producentach i projektantach komercyjnych modeli)? Chyba trudno byłoby znaleźć kilkunastu w skali całego kraju. Nawet dużo prostsze i tańsze fototrawienie też jakoś nie stało się globalnie popularne. Dziś większość modelarzy z tych zrobionych nowoczesnymi technikami wyrobów jedynie korzysta w formie kupowanych zestawów do waloryzacji. Do starych i do nowych zestawów ich używa. I to wszystko. O czym tu więcej pisać? No chyba, że znowu o tym czy vintage to jest jakieś zło, czy nie jest. Ale za aktywność krasnali nie dają, więc ja wracam do robienia modelu. A szpachlówkę oczywiście zakazać robić
  3. Ja wprawdzie dzieci mam dorosłe, a wnuczki jeszcze zbyt małe na modelarstwo, więc się nie znam i jak czytam o zniechęcaniu młodego do modelarstwa kiepskimi zestawami, to nasuwa mi się pytanie, czy dzisiejsze dzieci są jakoś felernie zrobione? Bo gdy ja byłem dzieckiem, to przecież były tylko kiepskie zestawy. I mimo tego dzieciaki kleiły na tony te plasticarty itp. badziewie ... Ops , pardon, teraz dopiero doczytałem, że winę za wypłukiwanie modelarskich ambicji u współczesnego młodego ponoszą pokaźne porcje szpachlówki niezbędne do kiepskich zestawów. No tak, przecież za mojego dzieciństwa szpachlówki do modeli nie było i dlatego jakoś mi się te moje ambicje nie wypłukały. Może wiec dziś wystarczy zakazać produkcji szpachlówki?
  4. Panowie, tak z lekką nieśmiałością chciałbym przypomnieć, że temat tego wątku brzmi: „Porozmawiajmy o poziomie modelarstwa redukcyjnego od lat 60 do początku lat 90.” Tylko przez kawałek pierwszej strony było z grubsza na temat. Mnie akurat zaciekawiły tam wypowiedzi Merlina_70 i HKK o ich przyczynach odejścia od modelarstwa „w czasach słusznie minionych” HKK: …rzeźbienia łopatą w g...nie. Borykaniem się z ciągłą prowizorką i prymitywizmem w materiałach i narzedziach. Chciało się robić coraz dokładniejsze, cieszące oko minatury, ale waliłem głowa w mur. […] Zamiast myśleć nad tym, jak osiągnąć dany efekt, zastanawiałem się skąd wziąć głupią igłę od strzykawki, cienki arkusz polistyrenu, czy przyzwoity pędzelek… Merlin_70: Taka też była moja przyczyna odejścia od modelarstwa pod koniec lat 80 - tych , więcej czasu zajmowało zdobywanie różnych rzeczy , kombinowanie , a na końcu byl ciagle ulep pomaziany olejną farbką artystyczną, która mimo rozcienczenia i tak schla tygodniami .jak byłeś w mniejszym mieście gdzie nikt na poważnie się w to nie bawił to i pomocy nie dostałeś… W końcu lat 1960. i początku lat 1970. cała moja „modelarska narzędziownia” mieściła się w metalowym pudełeczku po czekoladkach wielkości tak około 20 x 10 x 3 cm. Były tam: kilka igieł do szycia różnej grubości; wyproszone u mamy - mały metalowy pilniczek do paznokci i pincetka do skórek, którą na końcówkach spiłowałem na ostro i ostre nożyczki do paznokci, ponadto pędzelek z buteleczki po lakierze do paznokci umyty zmywaczem do paznokci (nawiasem mówiąc, bardzo dobre włosie miały te pędzelki), żyletki, o które prosiłem tatę, by ich nie wyrzucał, gdy mu się stępiły podczas golenia. Papiery ścierne miałem z takich pasków do ostrzenia grafitu w ołówkach automatycznych, a sam automatyczny ołówek przerobiłem na uchwyt do igły służącej do nakładania kleju. Jako uzupełnienie miałem jeszcze filatelistyczną lupę powiększającą. Za „chemię modelarską” służyły kupione w sklepie chemicznym: rozpuszczalnik benzynowy do farb, olejne farbki w trzech podstawowych kolorach konfekcjonowane w małych puszeczkach, TRI (można było kupić do czasu, aż zainteresowali się nim domorośli narkomani) do robienia kleju (z rozpuszczanymi w nim ramkami wlewowymi), zasypka dla dzieci (do robienia z farbą olejną szpachlówki i do matowienia farb błyszczących). Nie miałem zielonego pojęcia, że robienie modeli takimi „narzędziami” to jest rzeźbienie łopatą w gównie. Mieszkałem w Częstochowie - nie było tam ani jednej modelarni dla modelarzy plastikowych, więc od nikogo wtedy nie mogłem liczyć na pomoc. Ale w kiosku RUCH-u założyłem sobie tzw. teczkę na prasę i regularnie czytałem SP i Modelarza, z którego dowiedziałem się o konkursie organizowanym przez Rysia Szerera we Wrocławiu. Chyba byłem wtedy mało wymagający i mało krytyczne względem siebie, bo nie miałem zielonego pojęcia, że zamiast modeli robię tylko ulepy. I całe szczęście, że byłem taki mało bystry w kwestiach myślenia i oceny własnych umiejętności, bo dzięki temu nie zrezygnowałem z robienia tych swoich „ulepów” i nawet w 1974 pojechałem z nimi na konkurs do Wrocławia. A potem - robiony takimi właśnie narzędziami (tyle, że malowany już prawdziwymi farbkami modelarskimi, czyli Humbrolami) - model SM-1 jeszcze nawet w drugim tysiącleciu zdobywał na świecie nagrody. Cóż, każdy ma swoje własne wspomnienia początków modelarstwa. Moje są takie
  5. Andrzej Ziober

    Łoś - Mikro 144

    Jak się chce, to nawet z takiego starego badziewia można spróbować zrobić "prawdziwy" model
  6. W tamtych latach generalnie niewiele miejsca w prasie poświęcano modelom redukcyjnym. Ale gdy Wiraże funkcjonowały w Poznaniu pod kierunkiem red. nacz. Andrzeja Górczyńskiego z Jego inicjatywy pod patronatem redakcji powstało Stowarzyszenie modelarzy Wiraży. Spotkania odbywały się raz w miesiącu w niedzielę w redakcji. Wprawdzie klub działał krótko, ale dwóch jego członków zafunkcjonowało w publicystyce lotniczej: Michał Mucha i ja. Michał został znanym fachowcem w tematyce zaginionych w akcji lotników II w. św. (m.in. w ramach Aircraft Missing in Action Project) i publicystą lotniczym, a ja na łamach Wiraży pisałem cykl artykułów o technologii budowy modeli plastikowych. Cykl skończył się, gdy zrezygnowano z wydawania numeru sprzedawanego w kioskach Ruchu.
  7. Mam wrażenie, że nie tylko data jest umowna, ale cała koncepcja oparta na rozwoju jakości zestawów jest… też umowna. W kontekście definicji vintage/retro to oczywiście można sobie jakieś daty przyjmować. Ale mnie cały czas chodzi o rzecz bardziej istotną. Wyraźnie napisałem wcześniej, że część modelarzy kojarzy lata 80-te ubiegłego wieku z jakimś modelarskim prymitywizmem. Taką tezę, niestety, do pewnego stopnia wspierali swego czasu niektórzy miłośnicy vintage (patrz np. stare dyskusje na nPWM). Brak rzetelnej wiedzy o jakości wykonywanych wówczas modeli wielu zastąpiło sobie prostym równaniem: prymitywne zestawy i prymitywne wykonawstwo = modelarstwo lat 1980-tych. I taka teza zaczęło „żyć własnym życiem”. Tymczasem to właśnie lata 1980-te w Polsce były okresem największego rozwoju modelarstwa redukcyjnego. Rozwoju w sensie jakości wykonywanych modeli. A ta jakość nie miała nic wspólnego z jakością oferowanych wówczas na rynku zestawów, lecz z rozwojem umiejętności polskich modelarzy!!!!! Z gównianych zestawów część modelarzy z tamtego pokolenia potrafiła robić modele na bardzo wysokim poziomie (nawet oceniając wedle współczesnych kryteriów). I to ich prace pobudzały wyobraźnię i prowadziły do rozwoju umiejętności innych ludzi, a nie import lepszych jakościowo zachodnich zestawów. Ale jak już chcecie trzymać się wpływu przemysłu modelarskiego na rozwój jakości modelarstwa, to przede wszystkim dostęp do narzędzi modelarskich był tym czynnikiem rozwijającym jakość wykonywanych modeli.
  8. Nie doczekałem się odpowiedzi na pytania o „rozwój modelarski” i "nowoczesne technologie" więc może ujmę to inaczej. Dlaczego rok 1989 funkcjonuje tu jako rok graniczny dla czegoś w rodzaju modelarskiego prymitywizmu/dziadostwa, a po tej dacie to niby miałby być już ten "rozwój i nowoczesność"? Mogę zrozumieć, że ktoś, kto w latach 1980 był dzieckiem i zapamiętał swoje pierwsze doświadczenia modelarskie z tamtego kresu, więc będzie on mu kojarzyć się z prymitywnie wykonanymi dziecięcymi „ulepkami”, ale w tamtych latach ludzie robili już modele dużo trudniejsze, niż te "nowoczesne", za które obecnie wielu modelarzy dostaje lajki. Świat modelarstwa redukcyjnego na wysokim poziomie zaczął się na wiele lat przed wynalezieniem Internetu i Facebooka. Poniżej modele sprzed 1989 - pierwszy scratch, drugi konwersja
  9. Zaciekawiło mnie, jak należy rozumieć określenie „rozwój modelarski” i "nowoczesne technologie". Bo mnie „nowoczesna technologia” do pewnego stopnia kojarzy się z technologią CNC i 3D. Tyle, że wykorzystują je projektanci i producenci zestawów, a modelarze indywidualni głównie raczej jedynie korzystają z efektów ich pracy. A rycie linii, przygotowanie powierzchni i pracę z aerografem poznano dopiero po roku 1989? Bardzo interesujące !
  10. To nie była tylko „moja walka”. Walczyło o to wielu ludzi na rożne sposoby. Ja zostałem w tej „walce” zapamiętany tylko dlatego, że miałem możliwości, ażeby o tym pisać. Gwoli wyjaśnienia: Aeroklub nie ma prawa przyznawania Błękitnych Skrzydeł. Może jedynie do Kapituły tej nagrody składać wnioski, tak samo jak każda instytucja lotnicza, czy jakaś organizacja społeczna, o przyznanie komuś tego wyróżnienia. Gdybyśmy mieli jakąś sensownie działającą dużą własną organizację modelarską, to mogłaby ona z takimi wnioskami występować. Nie mówiąc już o tym, że dziś jest możliwość powrotu lotniczych modelarzy redukcyjnych do Aeroklubu, ale chyba nikt nie ma takiej chęci. Nie trzeba tak wysoko sięgać aż do salonów artystycznych (choć byłby to dobry kierunek), żeby dorobek polskiego modelarstwa redukcyjnego nie został zaprzepaszczony. Wystarczyłoby, żeby polski IPMS zadbał o tę historię. Ale tej organizacji na razie zdecydowanie lepiej wychodzi jedynie gumowanie tejże historii z niewygodnych faktów i zdarzeń.
  11. Cyt: Z racji wieku byliśmy świadkami niemal całej historii modelarstwa plastikowego w Polsce:) Ominęły nas co prawda początki, bo te to lata sześćdziesiąte, ale wtedy chyba nikt nie myślał o tym jako modelarstwie redukcyjnym. I tu chyba też mamy jasność, że to "Skrzydlata Polska" była jedynym powszechnie dostępnym źródłem informacji… Ależ byli tacy i myśleli! Ale to byli ci pierwsi paskudni nagrodziarze. I cały ten bałagan z rywalizacją konkursową, zamiast sklejania sobie dla zabawy modelików z plastiku tylko na półeczkę, zaczęli już robić w latach 1960-tych. Pierwsze imprezy związane z modelarstwem plastykowym w Polsce miały miejsce bodajże w 1965 roku w Opolu. W 1967 roku była zarejestrowana oficjalnie jedyna w kraju sekcja modelarstwa plastikowego przy opolskim aeroklubie (czyli zanim zaczęło działać Śmigiełko, że o Pancelocie nie wspomnę). O tych imprezach można było przeczytać m.in. także w miesięczniku Modelarz. W 1975 brałem udział we Wrocławiu w konkursie modeli redukcyjnych o charakterze – o zgrozo – typowo sportowym pod nazwą Ogólnopolska Wystawa Modeli Redukcyjnych, a w 1980 w tym samym mieście rozegrano I Międzynarodowy Konkurs Lotniczych Modeli Redukcyjnych (z udziałem modelarzy z CSRR). To już było nagrodziarstwo pełną gębą. Potem ta zaraza rozlazła się po całej Polsce. I do dziś funkcjonuje.
  12. Libi ne libi nie miało nic wspólnego z podziałem na klasy konkursowe. Bo to dwie różne sprawy! Libi ne libi to był tylko tamtejszy sposób oceniania modeli.O ile dobrze pamiętam, zaczęto stosować taki sposób oceny modeli tylko w imprezach pod patronatem tamtejszego IPMS, czyli chyba dopiero w końcówce lat 1990-tych. Określenie w tym artykule, że cyt: modele będą oceniane według regulaminu obowiązujące w CSRR wynikało z faktu, że u nas w Polsce w 1980 roku wtedy wzorowaliśmy się czechosłowackich zasadach oceny modeli. Jeszcze w 1988 roku odbyły się oficjalne II Mistrzostwa Państw Socjalistycznych Redukcyjnych Modeli Lotniczych, w których brała udział m.in. Czechosłowacja i zasady oceny modeli w tych mistrzostwach były zunifikowane tzn. identyczne, jak w naszym ówczesnym regulaminie klasy F4IAD Aeroklubu PRL. edit: To wyróżnienie dotyczące modeli plastikowych wynikało również z faktu, że w tamtym konkretnym konkursie można było startować nie tylko modelami „plastikowymi”, lecz także wykonanymi z innych materiałów i np. okręty „nieplastikowe” oceniano wedle regulaminu NAVIGA.
  13. Trochę OT, ale dla zachowania ciągłości myśli tu wstawiam. Piękną pamiątkę po wybitnym modelarzu Marku Aksaku zrobił jego syn: http://marekaksak.pl/index.php/pl/ Podaję link, bo uważam, że warto się zapoznać z tą stroną www (nie tylko z obrazkami, ale także z ciekawymi tekstami artykułów z tamtej epoki). Ale to jeden z nielicznych przypadków takiego upamiętnienia modelarzy redukcyjnych, którzy już odeszli.
  14. Ponieważ poproszono mnie o uwagi do tego regulaminu to, dwie sprawy proponowałbym w nim uwzględnić: Pierwsza – dotyczy pkt.2. Wyboru laureata nagrody na festiwalu lub konkursie modelarskim (stacjonarnym lub online) w porozumieniu z organizatorem imprezy dokonuje jej fundator. Tu dodałbym jeszcze [„albo osoba przez fundatora upoważniona”] bo może zdarzyć się, że z jakichś powodów fundator nie będzie mógł być obecny na imprezie żeby osobiście dokonać tego wyboru. Druga – Jest wprawdzie pkt 4b. Vintage Freestyle, ale dodałbym tam jeszcze, uszczegóławiając, że dotyczy on zarówno zestawów sprzed 1989 roku wykonanych współcześnie przez modelarza oraz modeli wykonanych przez modelarza autentycznie przez 1989 rokiem. Bo w obecnej postaci ten punkt brzmi niejednoznacznie.
  15. Odnośnie artykułu W. Gawrycha: W 1989 Henio Hemke i ja faktycznie już nie startowaliśmy w tym konkursie. Ale to nieprawda, że poziom modeli się obniżył. Zastąpił nas Jarek Tłuszcz, świetny modelarz z Sosnowca, który tak jak my wygrywał lotniczą klasę 1:72 (jego model Me-262 jest na zdjęciu w tym artykule), a następnie był równie niepokonany w kategorii modeli artylerii. W tym artykule jest także model Gawrona Eugeniusza Sobczyka. Trochę zdjęć Jego modeli jest na tym forum, ale niestety ani słowa o dokonaniach ich Autora. Co gorsza, nie ma o Nim również nawet maleńkiej wzmianki tam, gdzie działał jako instruktor modelarstwa, zakładając po wojnie pierwszą modelarnię w Grudziądzu. Wychował tam kilka pokoleń modelarzy! Przy okazji czytania komentarzy w tym dziale nasuwa mi się taka smutna konkluzja, że historia pudełek ze starymi modelami nadal „żyje” i ma się dobrze, ale niestety „znika” z polskiego modelarstwa pamięć o ludziach, którzy kiedyś tę jego historię tworzyli.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.