kret69 Napisano 13 Sierpnia 2011 Share Napisano 13 Sierpnia 2011 Szukając na Allegro czegoś zupełnie innego natrafiłem na zestaw modelarski Revell'a "3 Fighter Set" z serii Star Wars. Przypomniałem sobie, jak kiedyś z bratem odkładaliśmy mozolnie 45 złotych, jak negocjowaliśmy który model kupimy i jak w końcu kupiliśmy Y-winga. To był właśnie model typu "snap", czyli do złożenia bez użycia kleju i farb. Sentyment do tamtego modelu (nie mogę go niestety znaleźć celem porównania) i wizja szybkiego złożenia sobie trzech "historycznych" modeli w kilka wieczorów (nawet jeden) przekonała mnie, żeby ten zestaw kupić. Nie wiedziałem, co kupuję - myślałem, że to będą trzy małe modeliki do składania, bo co innego dostanę za 35 PLN? Wyjaśnię też od razu, że modelarstwo dla mnie to w formie czystej kupno materiałów w Castoramie i skalowanie planów modelarskich, plastikowe modele redukcyjne uważam już za iście na łatwiznę (którą uskuteczniam sam). Jednak w tym przypadku chodzi o modele makiet z filmu - kultowych, rozpoznawalnych przez laików, ale mimo wszystko makiet, więc dbałość o detale wydała mi się tu drugorzędna w stosunku do łatwości wykonania. Montaż "snapów" nie sprawia trudności, ale sprawia frajdę. Dokładnie o to mi chodziło - zrobić coś z rękami w jeden wieczór, i żeby wyszło z tego coś ładnego - od katowania się latami są żaglowce z drewna, najlepiej skalowane z reprintów średniowiecznych (niekompletnych) planów. Kiedy do domu przyszła paczka nie wierzyłem, że to moje zamówienie. Ogromne pudło jakie mieściła dało mi do myślenia, że może jednak trafiłem na jakąś lepszą okazję. I faktycznie - ten zestaw w sklepie kosztuje ok. 250 PLN. Ja kupiłem nowy zafoliowany zestaw za 1/8 tej ceny. Tak się widać zdarza, gdy sprzedający i kupujący nie mają pojęcia co jest przedmiotem wymiany. W środku zestawu znajdują się trzy modele - widoczne już na okładce - znane z pierwszej części pierwszej trylogii "Gwiezdnych Wojen".(1) Pierwsze wrażenie po spojrzeniu na formy zapakowane w odrębne worki foliowe jest zdecydowanie lepsze, niż w przypadku popularnego ERTL'a - AMT, który znany jest z całej gamy modeli z tego filmu. Części są rzeczywiście ładnie pomalowane, ale także bardzo równo wytłoczone. Niestety, kiedy pisałem tę recenzję, nie znałem jeszcze zasad tego forum (wklejania zdjęć wyprasek), więc można zobaczyć tylko gotowe modele (nie były w żaden sposób obrabiane - co najwyżej miejsce odcięcia pilnikiem). Ponieważ dziwnym trafem zły jest największy i najokazalszy (o czym za chwilę), zacząłem montaż od niego. TIE Fighter Lorda Dartha Vadera ma wszystko to, co pamiętamy z filmu, po złożeniu wygląda sympatycznie na półce, a jedyne czego nie ma - to podwozie. No ale nie pamiętam, żeby w filmie kiedykolwiek było pokazane podwozie TIE Fighter'a, nawet wydaje mi się, że one były podczepiane raczej (stąd właz u góry). Właz jest otwieralny, kabina ładnie odwzorowana (nawet jest słynny komputer celowniczy, czyli krzyż z pokrętłem), Pan Prezes raczy spoczywać w środku. Aż się prosi o zrobienie kiedyś oświetlenia w kabinie, na co zresztą jest tam trochę miejsca. Drugi w kolejności był Y-wing, bo właśnie ten model kiedyś kupiliśmy sobie z bratem. Jest wykonany lepiej, niż wersja ERTL AMT - ma więcej części, dokładniejsze formy, a pilot i robot (taki podobny do R2D2) są wykonane osobno z PCV i ładnie pomalowane - i można je wsadzić na swoje miejsca. Kabina otwierana, górne działko ruchome - tak jak w AMT ERTL, ale ładniej zrobione. Naprawdę dobre wrażenie psuje jeden "drobiazg" - Revell nie opracował wersji z podwoziem, nie dodał też podstawki. Duży minus, bo ERTL miał przynajmniej podwozie (zresztą podstawkę chyba też). Ostatni w kolejce, X-Wing, zrobił takie same wrażenie jak Y-Wing, tylko na szczęście producent wyposażył go w podwozie (opcjonalnie chowane). Ma sporo części ruchomych - podnoszona owiewka, wsadzany pilot i R2D2, zamykane klapy podwozia, rozkładane płaty. Pomalowany fabrycznie ładnie, odlany jak reszta - starannie. Tylko jedna rzecz mnie zastanowiła - skala. Jestem zwolennikiem robienia serii w jednej skali, w miarę oczywiście możliwości. Rozumiem, że model skutera z Endora będzie wykonany w skali nieco mniejszej zaś Gwiazda Śmierci - "nieco" większej (o ile nie chcemy prac modelarskich wykonywać na orbicie). Ale tu mamy 3 pojazdy podobnej klasy i każdy w innej skali! OK, odpuśćmy TIE Fighter'owi - tam siedzi Prezes i trzeba to wyeksponować - choć chciałbym móc w końcu postawić obok siebie najsłynniejszych filmowych adwersarzy. Ale jaki sens ma robienie Y-Winga w 1:72 (a może i 1:76) a X-Winga w 1:57 ? I co to w ogóle jest za skala, 1:57 ??? To jak prędkościomierz w samochodzie wyskalowany w łokciach/19 dni. Roboczych. (Późniejsza analiza amerykańskiego rynku replik z tego filmu potwierdziła, że 1:57 to jakaś ichnia skala w miarę popularna). Gdyby nie ta afera ze skalami, oraz brak podwozia Y-Winga, moje poczucie zadowolenia przy budowie tego prostego zestawu byłoby kompletne. Wszystkie części są tak spasowane, że spokojnie - jeśli chcemy - możemy dobudowywać kolejne poziomy detali, dodawać wszelkiego rodzaju "weathering", montować oświetlenie (o czym właśnie myślę). Jednak podstawa zajmuje niewiele czasu, zasobów (potrzebne narzędzia to deska do krojenia, nóż i pilnik) a daje frajdę, co można wykorzystać zachęcając np. lepszą połowę do swojego hobby. Muszę przyznać, że jak na "snap'y", to te modele są naprawdę przyzwoite. Pozdrawiam serdecznie Krzysztof (1) Jako tradycjonalista uznaję wyłącznie pierwszą trylogię, a pierwszą część uważam za najlepszą, całą resztę zaś za nakręconą machiną praw rynku wtórną papkę opartą na niezmiennym i przewidywalnym schemacie fabuły (który mógłbym nakreślić z zamkniętymi oczami i który powielany był bez zmian w setkach późniejszych książek i innych dzieł). Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.