Skocz do zawartości

[SF-Wrzesień'39] BPK-1a Revell 1:72


Archelaos

Rekomendowane odpowiedzi

Wpatrywał się w każde ziarenko piasku w ścianie, ich ułożenie, fakturę, podziwiał subtelne różnice w kolorach warstewek, drobniutkich zanieczyszczeń. Piasek był dobry. Odciągał uwagę. Ziarenka pozwalały nie myśleć. A on miał powody, żeby nie myśleć. Wokoło szalało piekło. Karabiny maszynowe terkotały opętańczo, a pociski biły o ziemię i nasypy dołów strzeleckich podrywając fontanny piasku. Głucho stękały działa i brzmiały eksplozje, te dalsze, wstrząsające tylko ziemią i te bliskie obsypujące ziemią, trawą i resztkami gałązek postać skuloną w płytkim dole.

 

Z jednej ze ścian osunęła się lawina piasku. Marek drgnął. Myśli natychmiast wróciły do grozy wokoło. Byli przecież gotowi. Mieli działka, karabiny przeciwpancerne, walczyli na przygotowanej pozycji… Rano odparli oddział motocyklistów ze wsparciem samochodów pancernych. Wszyscy świętowali, nastroje były wyśmienite. A potem przyleciały samoloty. Ledwo się pozbierali, na horyzoncie pojawiły się stalowoszare sylwetki. Całe może sylwetek. Pełzły na przód jak niepowstrzymana fala, która wyglądała jakby mogła zmieść wszystko na swojej drodze. Kiedy podjechały bliżej można było im się przyjrzeć. Większość, to były niewielkie i średnie czołgi, o których dowódcy mówili, że mają bardzo słaby pancerz i nikt normalny nie będzie nawet myślał o ataku na przygotowane pozycje piechoty. Niemcy najwyraźniej o tym nie wiedzieli. Pomiędzy małymi posuwały się naprawdę wielkie wozy, przerażające nawet gdyby jechały samotnie. Nadciągały jednak w wielkiej masie, tak wielkiej, jakiej nie widział nigdy. Armatki rozbiły kilka, lecz reszta pokryła polskie pozycje lawiną ognia i stali tak potworną, że całkowicie sparaliżowała możliwości obrony. Ci bardziej bohaterscy zginęli pierwsi, pozostali poukrywali się jak najgłębiej mogli. Marek zdążył jeszcze zauważyć jak siedemdziesięciopięcio milimetrowy pocisk podrywa w powietrze jedną z trzech armatek kompanii.

 

Warkot silników i klekot gąsienic zbliżał się a kanonada nie cichła. Gdyby wyjrzał zobaczyłby najbliższe czołgi nie dalej niż sto metrów od swojej kryjówki. Za nimi biegła piechota, ubezpieczająca natarcie. Obrońcy nie mieli szans, to było oczywiste. Co więcej, każda próba wycofania czy ucieczki musiała nieodwołalnie zakończyć się nie dalej niż kilka metrów od pozycji strzeleckiej. Jeśli zaś Niemcy przebiją się przez pozycje batalionu w tym miejscu, to wejdą na tyły całej armii. I to drugiego dnia wojny. W okopach nikt jedna nie myślał w tej chwili o skali strategicznej. Żołnierze kulili się z osłonami podobnie jak Marek i zastanawiali się jak przeżyć.

 

Nagle zupełnie nowy dźwięk wdarł się w pieśń śmierci. Jakby wycie czy może raczej świst pary, potem kolejny i jeszcze jeden. Nad kryjówką Marka przemknęło coś na kształt wielkiego cygara ciągnącego za sobą chmurę ognia i dymu i od zachodu zabrzmiała seria potężnych eksplozji. Ziemia zadrżała od straszliwego ryku i rozległy się krótkie serie trzasków. Niemiecki ostrzał urwał się ja ucięty nożem, po chwili jednak zabrzmiał ponownie. Teraz jednak pociski przelatywały wysoko nad pozycjami polskiej piechoty. Marek odważył się wychylić głowę. Niezwykle powoli i ostrożnie. Niemiecka fala cofała się powoli i jak potężna fala zostawia za sobą śmieci i odpadki tak na polu zostały płonące wraki. Niektóre nie przypominały nawet czołgów, raczej stosy pogiętych blach sterczących pod dziwnym kątami. To było niewiarygodne! Marek obejrzał się. Od północnego zachodu, z niewielkiego lasku wyjeżdżała grupka czołgów. Pięć olbrzymich wozów o niskich, spłaszczonych, kanciastych sylwetkach i długich lufach dział o wielkim kalibrze, a wokół nich kilkanaście nieco mniejszych, pudełkowatych, z niewielkimi wieżyczkami jechało szybko naprzód nie przerywając nawet na chwilę ostrzału. Nigdy nie widział tak niezwykłych pojazdów. Nie przypominały one niczego, co pojawiło się kiedykolwiek na paradach czy pokazach, jednak kamuflaż w postaci nieregularnych plam w trzech kolorach jednoznacznie dowodził ich przynależności. Wokół nich, a nawet na pancerzach wybuchały raz po raz pociski, dudniły o nie serie z karabinów maszynowych a one po prostu jechały, jakby to był co najwyżej lekki deszczyk. A na polu przed pozycjami piechoty wylatywały w powietrze kolejne szare czołgi.

 

Wokoło zaczęły się nieśmiało odzywać mauzery świadcząc, że niespodziewane posiłki dały piechocie zastrzyk nowej siły. Okazało się też, że ocalała jedna z armatek przeciwpancernych, która dołączyła znów do starcia. Czołgi tymczasem przejechały między pozycjami obrońców i tuż przed dołem strzeleckim Marka zatrzymały się. Zauważył porozbijane reflektory, pozdzieraną fabę i potrzaskane elementy osprzętu. Zanim zdążył pomyśleć dlaczego stanęły, z tyłu kadłubów mniejszych wozów opadły klapy i z wnętrza wysypali się żołnierze. Nie przypominali żadnej z formacji wojska polskiego. Mundury mieli luźne i pokryte plamami w podobnych kolorach co pancerze czołgów, do tego grube kamizelki z jakiegoś dziwnego materiału i głębokie hełmy. Jednak tym, co zadziwiało była ich broń… Na pierwszy rzut oka wydawało się, że poskładał go jakiś ślepiec. Mocno pijany na dokładkę. Uchwyt, przypominający pistoletowy i spust znajdowały się mniej więcej w połowie długości broni. Magazynek, długi i lekko zagięty, nieco podobny do magazynka erkaemu i zamek były z tyłu, tam gdzie powinna być kolba, a zamiast niej na końcu zamka była prosta stopka. Przed uchwytem łoże było pogrubione chyba jako dodatkowy uchwyt zaś nad uchwytem zaś była rączka z niewielką tubą, jakby małym celownikiem optycznym. Najbardziej przypominał erkaemy, długi magazynek wskazywał, że można z niego strzelać seriami, ale był dużo krótszy od standardowego Browninga. Do tego każdy miał przypiętą na udzie kaburę z pistoletem. Rozbiegli się szybko i rozstawili na polu jak sprawnie naoliwiony mechanizm. Ruszyli naprzód krótkimi skokami strzelając co jakiś czas. Za nimi posuwały się czołgi. Strzelały z rzadka, niewiele już zostało celów wartych ostrzelania. Pole wypełniały dopalające się resztki przynajmniej dwóch batalionów pancernych. Pierwsze grupy niemieckich piechurów zaczęły podnosić się z pola z rękami w górze.

Marek zdołał usłyszeć jak jeden z oficerów kompanii rozmawia z oficerem w plamiastym mundurze.

- Kim jesteście? Co to za jednostka?

- Szwadron pancerno-motorowy Dowództwa TZWT. Jak widzę dotarliśmy na czas.

 

 

 

Jutro wrzucę trochę opisu technicznego i mam nadzieję, że też pierwsze zdjęcia.

BPK-1 czyli Bojowy Pojazd Kawalerii. Taka nazwa byłaby chyba nieco bardziej znośna dla starszych panów w wysokich błyszczących butach niż BWP

Choć pewnie i tak by twierdzili że konie są lepsze.

Model to M2A2 Bradley z Revela w skali 1:72, klejony praktycznie prosto z pudełka. Planuję zmienić niektóre narzędzia na ich polskie odpowiedniki (te, które potrafię rozpoznać...).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hmmmm no cóż skoro S-F to nic nie powiem

Panzer4 - robię co mogę dziś mam wolne więc coś postaram się złożyć.

 

Miałem nadzieję na opinię o kolorach. Starałem się mieszać wg twoich zaleceń, ale...

 

 

Nie do końca rozumiem składanie Bradleya w formie Bradleya tylko w polskim kamuflażu z września '39...

 

1. dla zabawy

2. bo kamo z 1939 wygląda super.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.