Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'vintage' .
-
Kilka słów o samolocie Jakowlew Jak-23 to lekki, odrzutowy samolot myśliwski skonstruowany w ZSRR w układzie średniopłata o konstrukcji całkowicie metalowej. Oblot prototypu miał miejsce w 1947 roku, a produkcja seryjna trwała w latach 1949-1950. Jednostkę napędową stanowił jeden silnik turboodrzutowy Klimow RD-500, będący wierną kopią brytyjskiego Rolls-Royce Derwent V. Chociaż zewnętrznie podobny do Jaka-15 i 17, Jak-23 był nową konstrukcją, z nowym silnikiem, skrzydłami i tylną częścią kadłuba. Samolot służył w lotnictwie ZSRR stosunkowo krótko, bazując w drugorzędnych jednostkach operacyjnych. Od 1951 r. był szybko zastępowany przez nowocześniejszego MiGa-15. Szybko trafił na eksport min. do Bułgarii, Rumunii, Węgier, Czechosłowacji, a przede wszystkim Polski. W 1950 r. podjęto w Polsce decyzję o uruchomieniu przez Zjednoczenie Przemysłu Lotniczego produkcji seryjnej samolotu Jak-23. W 1951 r. rozpoczęto w WSK Mielec oraz w WSK Świdnik przygotowania do produkcji licencyjnej, a samolot miał otrzymać nazwę licencyjną "G-3". Ostatecznie w maju 1951 r. z jej uruchomienia zrezygnowano na korzyść nowocześniejszego samolotu MiG-15. Począwszy od 1951 r. samoloty Jak-23 wprowadzone zostały na wyposażenie polskiego lotnictwa wojskowego. W styczniu 1951 r. na warszawskie lotnisko Bemowo zaczęły przybywać pierwsze transporty z samolotami Jak-23. W lutym 1951 r. skierowano do radzieckiej jednostki na przeszkolenie grupę 12 pilotów z l PLM ”Warszawa”. Po przejściu kursu na samolocie szkolnym Jak-17W, w marcu rozpoczęto loty na Jak-23. Po dwóch miesiącach szkolenia piloci powrócili do jednostek macierzystych. Jako pierwszy nowe samoloty otrzymał 1 PLM ”Warszawa”, w kwietniu 1951 r. na stanie posiadał 30 samolotów odrzutowych Jak-23, oraz 3 sztuki Jak-17W. Następnie samoloty otrzymał 2 PLM z Krakowa. Łącznie zakupiono 100 egz. samolotów myśliwskich Jak-23, z czego 90 egz. w ZSRR w 1950 r. oraz 10 egz. w 1953 r. w ramach wymiany towarowej z ówczesnej Czechosłowacji, a wszystkie Jaki-23 używane były przez jedenaście pułków lotniczych. Według planów w Jaki-23 miała być wyposażona tylko jedna krakowska trzypułkowa 7. DLM. Jednak z powodu oczekiwania na kolejne dostawy nowszych MiGów-15, a także uruchomienia ich licencyjnej produkcji należało szkolić personel latający nowo formowanych pułków i dywizji. W tej sytuacji nie pozostawało nic innego jak rozdzielać Jaki-23 do nowo tworzonych jednostek lotniczych. Stąd samoloty te odegrały w tym okresie niezwykle ważną role, gdyż stanowiły dla większości pilotów pierwszy samolot odrzutowy na którym uczyli się latać. Samoloty Jak-23 były w okresie 1958-1964 często eksponowane na wystawach lotniczych w Warszawie, Wrocławiu, Łodzi i Krakowie. W 1958 r. jeden samolot Jak-23 został przekazany do zbiorów Muzeum Lotnictwa i Astronautyki w Krakowie. Samolot Jak-23 był pierwszym odrzutowym samolotem myśliwskim eksploatowanym w polskim lotnictwie w większej liczbie. Zastąpił w jednostkach ostatnie bojowe samoloty myśliwskie z napędem tłokowym Jak-9P. Na początku lat 1950-tych stał się symbolem nowoczesności, oraz był samolotem bardzo zwrotnym i łatwym w pilotażu, zyskując bardzo szybko przychylną opinię pilotów. Kilka słów o modelu Model w skali 1/72 wydany na początku lat 80-tych przez spółdzielnię Kovozavody Prostejov z ówczesnej Czechosłowacji o nr kat. 18. Zapakowany w mikro pudełko dopasowane do ramek z częściami i reszty zawartości (co mi się zawsze podobało) opatrzone pięknym artboxem J. Velca. Jak na lata kiedy został opracowany to wydaje się że nadal potrafi się obronić i przy niewielkim nakładzie prezentuje się jako fajna miniatura. W czasach średnio podstawówkowych pamiętam że bardzo mi się ten samolot podobał i gdy widywałem jego model na wystawie osiedlowego sklepiku wielobranżowego to postanowiłem że albo uzbieram na niego kieszonkowe, albo kogoś z domowników na niego naciągnę Z namiętnością oglądałem to mikro pudełeczko i jeszcze w bonusie były dwa polskie malowania to już był szał do potęgi. Uzbierałem wreszcie całe 28000zł czyli dzisiejsze 2,80 PLN i stałem się jego szczęśliwym posiadaczem. Ulepiłem go na srebrno w szachownice z żółtą 16 i oczywiście że nie przetrwał do dziś przepadłszy gdzieś w czasoprzestrzeni dorastania i przeprowadzek. W latach przełomu milenijnego pojawiły się Mastercrafty w kooperacji z KoPro i modele zaczęły wracać na sklepowe półki. Oczywiście uzupełniłem brakującego Jaczka, ale w zestawie były tylko czeskie kalkomanie zresztą wątpliwej jakości, więc jeszcze się wstrzymałem aż do ery Allezakupów kilka lat później. Mam ich obecnie kilka plus współczesny już Special Hobby bo planuję kilka malowań w tym SP-GLK, 10 Hermaszewskiego, Tulipana i pudełkową żółtą 16 starej edycji. Model wykonałem jako PZPR-owy czyli Prosto Z Pudła Robiony w barwach LWP lub jak kto woli WL PRL. Malowanie żółta 12 z zestawu KoPro plus kilka napisów z odzysku. Zapraszam do zdjęć Dziękuję za uwagę Wykorzystano materiały z: samolotypolskie.pl oraz Mojehobby.pl
- 8 odpowiedzi
-
- 13
-
-
Model, albo raczej modelik lub dodatek do modelu bo mowa o tym co na zdjęciu otoczone na żółto. Stare Kovozavody Prostejov kiedyś do swojego modelu Su-7 BKL w skali 1/72 dodawało mikro modelik tego samolotu w skali 1/200. Składał się aż z dwóch części i nawet zgrabnie przypominał oryginał, bez porównania z polskim glutkiem w podobnej skali z Estetyki. Z polskiego ostał się jedynie stojaczek, który postanowiłem wykorzystać do tej czechosłowackiej miniaturki. Po sklejeniu statecznika z kadłubem i oszlifowaniu z drobnych niedoskonałości dopasowałem jakieś pitoty i lufy działek, nawierciłem mu zad aby zaimitować jakiś "wydech", nawierciłem dziób i wykonałem nowy ostry stożek wlotowy, a następnie zabrałem się za ekwilibrystyczne maskowanie maźniętej wcześniej na niebiesko kabiny pilota. Po wszystkim szary podkład i „zawijanie”-psikanie w sreberko. Kalkomanie dobrane z magazynu kalkomanijnego, które jakoś ciężko się ustawiało na modeliku wielkości palca wskazującego Całość psikana raz w lewo i raz w prawo lekko bezbarwnym, nadziana na stójkę i na półkę To chyba tyle, zapraszam zatem do zdjęć może nie idealnych, ale coś tam się da zobaczyć Dzięki za uwagę
-
Ok, to jest mój pierwszy post i mam szczerą nadzieję, że nie złamię nim wszystkich zasad forum. Modelarstwem nigdy nie zajmowałem się szczególnie profesjonalnie, sklejanie traktowałem jako rekreacyjno-sentymentalne zabijanie czasu; żadnych taśm maskujących, żadnych aerografów, żadnego kupowania czarnej farbki na elementy które można pomalować pisakiem do płyt. Ot, taka filozofia, że jeśli pierwsi Piastowie gołymi ręcyma zbudowali Biskupin, to i ja raczej dam radę pomalować tego Meteora z Airfixa tak jak bozia kazała: pędzelkiem. Do Airfixa miałem szczególną słabość przez grę komputerową "Airfix Dogfighter", niestety na studiach pojawił się stres, brak czasu na sklejanie, coraz trudniej było mi zracjonalizować zakup plastikowego samolotu i narzędzi za 70 złotych. Wtedy wróciłem do dawnej miłości: modeli ZTS Plastyk. Te modele pamiętałem od dzieciaka - zawsze były mega toporne, pierdołowate i takie jakby niedorobione, ale w dość rozczulający sposób. Były modelarskim ekwiwalentem malarstwa Nikifora, hamburgera z dworcowej budy albo Świata Według Kiepskich. Niedawno z przyjaciółką sklejałem ZTS'ową TS11 Iskrę i zaczęliśmy zastanawiać się jakim cudem taki dinozaur jak ZTS utrzymuje się na obecnym, hiperkonkurencyjnym rynku? Ciekawość wzięła górę i jak tylko wywietrzyłem smród kleju z pokoju, siadłem do pisania e-maila z zapytaniem: "Czy można umówić się na wywiad o ZTS Plastyk"? Właściciel się zgodził i w taki oto sposób skończyłem jako modelarska wersja Huntera Thompsona, z własnym gonzo mini-projektem. Pełną historię z ZTS'u znajdziecie na moim Instagramie: Instagram.com/Adam.kavecki Nie wiem czy a sens przeklejać tu całość tej historii, fora internetowe nieszczególnie się nadają do czytania tego typu dłuższych form. W trakcie mojej wizyty nagrałem ponad 90 minut wywiadów z właścicielem ZTS, w którym opowiada własnymi słowami historię tego przedsiębiorstwa, od lat '40 do dnia obecnego. Na filmie widać też akt założycielski spółdzielni, tysiące modeli leżących w magazynie oraz ogólny rozkład tego przedsiębiorstwa, które swego czasu zatrudniało ponad 700 ludzi. Film będzie gotowy do końca miesiąca, trafi na YouTube. Co do samych zdjęć: wykonałem je na kliszy Pentaxem SuperME, na filie Illford PAN400, wywoływałem i skanowałem film samemu. Zdjęcia są ciut zbyt ciemne, ale w pomieszczeniach firmy było niesamowicie ciemno, pudła z modelami zasłaniały większość okien. Dwa zdjęcia są z telefonu, tak dla balansu.
- 139 odpowiedzi
-
- 25
-
-
-
- zts plastyk
- historia
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Model wintydżowy, więc w odpowiedniej galerii Stareńki, jeden z tych pierwszych modeli Pe Jedenastki, który wygląda jak żelaźniak z racji grubości kresek i nitów. Podobno ma angielski rodowód z lat 60-tych. Ulepiony bez napinki z edycji z wczesnych lat 80-tych sygnowany już logiem PZW Siedlce. Kleił się nawet przyjemnie i bez jakiś sytuacji problematycznych, ale ten model to już zdecydowane "Przeminęło z wiatrem" Ulepiony prosto z pudła, o takiego: Jedyne co poprawiłem to odrobinę kształt osłony silnika i wymieniłem kalkomanie bo zestawowe były już dawno po terminie przydatności Malowany fukawką oczywiście Humbrolami Dla czemu ten paździerzyk? Bo chciałem coś na szybko i relaksacyjnie bez suwmiarki, wspominając dziecięce lata dawno minione Tymczasem zapraszam do zdjęć Z podziękowaniem za uwagę
-
Nie znalazłem żadnej wzmianki o tej książce na forum, więc wrzucam. Album ukazał się w 2020r czyli już nie taka nowość, ale ja kupiłem go dopiero teraz. Dla wszystkich miłośników klasycznego Matchbox-a lektura obligatoryjna 128 stron nostalgii.
- 17 odpowiedzi
-
- 9
-
-
-
- matchbox
- roy huxley
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Model do mnie dotarł, więc zamieszczam obiecany w poprzednim temacie inbox. To chyba mój ostatni kolekcjonerski model Matchbox-a. Nie zamierzam obrastać w stare modele, a ten zestaw jest drugim z moich czterech pierwszych matchbox-ów które kupiłem w CSH w 1975 r. Więc po PK-11, PK-13 i PK-1 został jeszcze Gladiator PK-8. Ale na niego nie mam już parcia. Nienaruszone Mustangi z pierwszych wypustów nie są łatwe do zdobycia. Ten pochodzi z drugiej edycji wypuszanej w latach 1973-74. Pudełko jest już jednoczęściowe, otwierane z boku i zaopatrzone w legendarne okienko. W porównaniu do pierwszej edycji zmieniła się kolorystyka plastiku. Zamiast zielono-brązowego (kojarzącego się dość paskudnie ) zastosowano czerwony. Właśnie taki model kiedyś miałem i na taki ostatnio polowałem. Pudełko nie jest w najlepszym stanie. Nieco wytarte i miejscami mocno wypłowiałe, ale nie ma większych uszkodzeń. Instrukcja trochę poźółkła ale poza tym w dobrym stanie. Kalki całkiem ok. Poniżej widac spis wydanych zestawów. Obejmuje już 26 małych modeli z serii purpurowej, ale także pierwsze modele pancerki w 1/76 i kilka modeli serii pomarańczowej. Na pudełku wydrukowano rok 1973 a tutaj 1974. Czyli zestaw wyprodukowano w 1974 co zgadzałoby się z moim wspomnieniem, że trafił do mnie z CSH na początku 1975r. Razem z pudełkiem zmieniono też instrukcję. Mamy już spis farb i znalazł się tu schemat malowania detali, który w pierwszej edycji był po bokach dolnej części pudełka. Przy okazji został powiększony. Znikły natomiast obrazkowe podpowiedzi różnych modelarskich "technik". Pozostał jedynie opis nakładania kalkomanii. Wypraski. Kompletne, choć niestety niebiaska ramka uległa miejcami odbarwieniu i wydaje mi się w ogóle nieco przyblakła. Czerwony plastik wygląda znacznie lepiej. Co ciekawe, bryła i wymiary modelu są oddane całkiem poprawnie, pomijając stateczniki poziome które są za małe. Projektanci starali się również odtworzyć pewne detale powierzchni jak np wlewy paliwa. Jak na ówczesne standardy nie wyszło to źle. Model ma mieszankę linii wypukłych i wklęsłych. Te wklęsłe są oczywiście typowo dla Matchbox-a bardzo szerokie. Nad detalami nie ma się co znęcać, są słabe jak sanki w maju, pomijając figurkę pilota. Nawet w tamtych czasach były nieco rozczarowujące- szczególnie te grubaśne pokrywy wnęk podwozia. Tym bardziej, że w 1975r ukazał się nowy P-51D Airfix-a, bijący na głowę wypust Matchbox-a. Moim zdaniem, PK-13 to jeden z najmniej udanych wczesnych modeli tej firmy. Ale oczywiście sentyment pozostał, szczególnie do ikonicznego malowania "Dooleybird" z pudełka.
-
Koledzy Facebook przypomniał mi, że dziś mija już 5 okrągłych lat odkąd na moim warsztacie wylądował pierwszy model po około 15 letniej przerwie (F-104G Starfighter z Academy w 72). W związku z tym dziś chciałbym poruszyć temat naszego podejścia do modeli albo modelarstwa vintage. Chciałbym abyśmy dziś porozmawiali na temat tego czym jest dla Was tego typu modelarstwo i tego typu modele ? Czego od nich oczekujecie ? Na początek kilka słów będzie ode mnie. Kiedy pierwszy raz się spotkałem z pojęciem modeli i modelarstwa vintage (podczas jednego z festiwali modelarskich w Jaworznie) zdziwiłem się co to właściwie jest i do czego tego typu gałąź modelarstwa może służyć ? Pierwsza moja myśl była taka kolejny sposób na wygrywanie na festiwalach słabymi modelami, konkurencja mała i marna więc to co to za problem wziąć byle model i go pokazać i dostać jakieś wyróżnienie. Jednak po jakimś czasie jak nieco zgłębiłem temat na forum Polskiej Witryny Modelarskiej i przeanalizowaniu tam całej dyskusji stwierdziłem, że to by było za łatwe i za mało ambitne podejście do sprawy, żeby pokazywać na imprezach modelarskich jakieś modele, które straszą swoim wyglądem. Dlatego też postanowiłem podejść do tematu inaczej i zacząć ze starych zestawów wyciągać to co najlepsze jednakże pozostawiając chociaż trochę tego pierwotnego charakteru zestawu. Moją ulubioną odmianą modelarskiego vintage stało się Vin-Freestyle a więc koncepcja pozwalająca i polegająca na waloryzowaniu modeli tak by jak najbardziej przypominały pełnowymiarowy pierwowzór. W tym co robię nie używam ani części fototrawionych ani żywicznych chociaż sam nie mam nic przeciwko temu by inni modelarze używali takich dodatków w ramach odmiany Retro. Stosuję jednak inne współczesne metody używane przy budowie modeli współczesnych takie jak wash, zupełnie nowe kalkomanie czy też delikatne ślady eksploatacji występujące np na dyszach silników. Używam też współczesnych farb i klejów oraz szpachlówek. W ten sposób staram się tworzyć połączenie przeszłości z teraźniejszością. Chciałbym żeby budowane w ten sposób by te modele nie były sklejonymi jedynie wypraskami z pudełka ale czymś więcej czymś co będzie bardziej przypominało realny obiekt i bez wstydu zaprezentować to na jakimś festiwalu modelarskim. W tym celu modele otrzymują samodzielnie wykonywane kokpity, wzbogacone o detale luki podwozia głównego i przedniego oraz dysz wylotowych. Zbudowane w ten sposób modele możecie zobaczyć na dołączonych zdjęciach. Aktualnie na moim warsztacie znajdują się min modele takich samolotów jak F-86F Sabre (Heller/Mister Craft), BAe Harrier (NOVO/FROG), F-111E Aardvark (Airfix/Heller) i F-14A Tomcat (Matchbox). Mam nadzieję, że za jakiś czas także i one dołączą do mojej kolekcji modelarskich zabytków a po nich kolejne a mam ich naprawdę sporo (chyba do emerytury będę je robił albo i na emeryturze)… . Napiszcie proszę o Waszych wintydżowych przemyśleniach, pokażcie może Wasze pierwsze i najnowsze modele vintage. Zapraszam do kulturalnej dyskusji .
-
Prace nad modelem samolotu Dassault MIrage IIIE z Hellera w edycji Mister Crafta zakońćzone więc pora na kolejny projekt. Tym razem wybór padł na hellerowskiego F-86F Sabre, który swoją premierę rynkową miał w roku 1979 natomiast edycja firmy Mister Craft w roku 2018. Jako, że mam zasadę by modelarstwo vintage nie kojarzyło się z bylejakością a pokazaniem, że nawet z tak starego zestawu można zbudować fajny model postanowiłem nie tylko wykonać go jak najlepiej potrafię to jeszcze podnieść jego wartość modelarską poprzez przerycie linii z wypukłych na wklęsłe i od tego właśnie zacząłem prace nad tym modelem. Jako prowadnic do prowadzenia rysika (firmy DSPAE) używam taśm elastycznej maskującej 3M o szerokości 3mm i do drukarek DYMO. Taśma 3M znakomicie znajduje zastosowanie na wszelkiego rodzaju obłościach natomiast DYMO na powierzchniach płaskich. Należy jednak pamiętać, że taśma DYMO mimo swoich niezaprzeczalnych zalet jak wysokość, znakomite przyleganie ma jeszcze taką brzydką przypadłość, że pozostawia brzydkie ślady, które należy usunąć papierem ściernym. Do przerycia pozostały mi jeszcze stateczniki poziome oraz drobne korekty linii, które na za dobrze zostały nacięte. Po całkowitym przeryciu powierzchni przystąpię do prac nad kokpitem oraz dyszą wylotową silnika no i sklejeniu połówek kadłuba w całość. Niebawem zamieszczę zdjęcia z kolejnych etapów budowy Sabre'a :).
-
Jako pierwszy inbox będzie zamieszczona prezentacja modelu samolotu Lockheed F-104G Starfighter z zestawu FROG. Jest to zestaw będący przepakowanym przez brytyjskiego producenta modelem japońskiej firmy Hasegawa. Jako zestaw Hasegawy model ten ukazał się w roku 1963 natomiast jako FROG w 1969 a drugie 1970 (oba wydania modelu różniły się zgrabniejszym i bardziej poręcznym pudełkiem ze śliczną ilustracją oraz zmianą goleni podwozia głównego z z kilku drobnych na jeden wygodniejszy w montażu). Jest to typowy przedstawiciel swoich czasów czyli model z licznymi uproszczeniami, niezbyt wymiarowy (model jest za duży w stosunku do skali 1/72), z wypukłymi liniami podziałowymi oraz nitami. Kokpit to prosta ławeczka z figurką pilota, luki podwozia oraz hamulców aerodynamicznych wieją pustką. Mimo to jakość samych wyprasek jak i tworzywa, z którego został odlany jest naprawdę bardzo dobra i przyjemna w obróbce i sklejaniu. Osłona kabiny niestety ale nie posiada charakterystycznego "schodka" w swojej tylnej części oraz błędny rysunek ram wiatrochronu. Może p pęknąć podczas próby polerowania. Zestaw kalkomanii pozwala na wykonanie samolotu w barwach włoskich, holenderskich, duńskich i niemieckich. Poza znakami przynależności państwowej arkusz kalkomanii zawiera również kilka uproszczonych ale bardzo charakterystycznych dla Starfightera napisów eksploatacyjnych. Ich jakość pomimo upływu lat jest nadal znakomita co jest miłym zaskoczeniem. Kalkomanie nie pękają anie nie rozsypują się w kontakcie wody i nakładają się doskonale. Jako uzupełnienie tego krótkiego inboxa należy dodać, że w latach 80 model ten został skopiowany przez firmę Academy ale niestety jest on gorszą miniaturą niż japoński pierwowzór i jest on niestety nadal dostępny w sprzedaży (już dawno Academy powinna wprowadzić na rynek zupełnie nowy zestaw Starfghtera tak jak uczyniło z modelami Tomcata czy F-15 albo F-16).
-
Swego czasu zakupiłem hurtowo kilkanaście już sklejonych, ale nie malowanych modeli Matchboxa z myślą o ich wykończeniu. Ot, z czystej nostalgii... Oto pierwszy z nich. Czołg szybki A-34 Comet Mk. I, oryginalny model Matchboxa z lat 70-tych. Pomalowany, a następnie wykończony płynami i prochami do brudzingu firm AK Interactive oraz MiG. P.S. Zdaję sobie sprawę, że na dioramce powinno być drzewko, niestety nie było go w zakresie zakupionych modeli