Merten Napisano 6 Listopada Share Napisano 6 Listopada (edytowane) Dużo projektów rozgrzebanych więc czas sobie skomplikować życie i zacząć coś znowu. Kupiłem niedawno haubicę 28 cm z D-Models (28 cm Krupp Küstenhaubitze), zacząłem grzebać przy temacie dział z Wielkiej Wojny używanych przez Niemców no i się zaczęło... Podczas II wojny używali dość często (jak na ten kaliber często) zdobycznych francuskich moździerzy 280 mm Mortier de 280 TR Modèle 1914 Schneider pod oznaczeniem 28 cm Mörser 601(f). Zdobyto ponad 70 sztuk. W szczytowym okresie było ich na froncie [alert: dalej są bzdury z tymi ilościami, bo było dużo więcej o czym w poście z dnia 12.11.2024] na pewno dobrze ponad 20 (w październiku 1944 na Ost-Froncie było ich jeszcze 17, a rodzimych 21 cm Morser 18 "tylko" 80. Czyli licząc te dwa typy francuskich moździerzy było blisko 20%. Co ciekawe nie tworzono z nich oddziałów wsparcia, tylko po 1-2 sztuki przydzielano do pułków artylerii dywizji piechoty i traktowano jak "zwyczajną" artylerię polową. A zwyczajne to te działa nie były, bo w skali walk naziemnych to był potwór. Ciężka haubica miała pocisk 45 kg (do dziś najczęściej używane kalibry 150-155 mm), pocisk najpopularniejszego moździerza przełamania 21 cm Mrs 18 już 113 kg, ale tu mamy 205 kg. No i teraz o samym przygotowaniu. Ze złych wieści, to najważniejsza jest taka, że ani jeden taki moździerz do naszych czasów nie przetrwał. Z lepszych wiadomości, to że przetrwały dwie kompletne lufy z zamkami i kołyskami. Z bardzo dobrych wieści to, że te dwa komplety luf znajdują się w Warszawie. Zostały zdobyte na bolszewikach w 1920 roku i jedna z nich stoi w Muzeum Techniki Wojskowej. Do tego okazuje się, że Francuzi mają dość dobrze "scyfryzowane" archiwa i są dostępne instrukcje do tych dział z rysunkami poglądowymi. Niestety "poglądowe", to coś bardzo różnego niż rysunki techniczne, no ale trudno. Jest też sporo niezłej jakości zdjęć z czasów Wielkiej Wojny i kilka nie najlepszych niemieckich z drugiej wojny. Ale tylko dzięki nim i rysunkom można zrobić lawetę, platformę i przede wszystkim określić położenie nitów na nich. A nitów jest tu dostatek! Na początek parę zdjęć i rysunków, a projektowanie w 3D w toku. Życzcie cierpliwości proszę! Fajnie by było coś dokończyć. Tak oto wygląda to co przetrwało trzy wojny: Tak wygląda na rysunku całość z platformą, lawetą, dźwigiem do pocisków i wózkiem. Tak wyglądał służąc w Wehrmachcie. A tu w rękach pierwotnych właścicieli... Edytowane 12 Listopada przez Merten Bzdury popisałem... 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
djack Napisano 6 Listopada Share Napisano 6 Listopada Ciekawy projekt. Jakiego programu używasz? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
M.A.V. Napisano 6 Listopada Share Napisano 6 Listopada ambitnie ! powodzenia w budowie , będę zaglądał Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Merten Napisano 6 Listopada Autor Share Napisano 6 Listopada Oczywiście do tego trzeba było zrobić setki zdjęć plus obmierzyć trochę delikwenta. Jak widać ten egzemplarz (ta lufa z zamkiem) pochodzi z 1915 roku. Wyprodukowany specjalnie dla Rosji, więc i są rosyjskie bicia. Masa lufy z zamkiem 240 pudów i 20 funtów, czyli 3940 kg. Żeby nie było za łatwo rysunki, które mam są trochę późniejsze, a na zdjęciach widać, ze konstrukcja ewoluowała. Najbardziej samej platformy, ale o tym jeszcze będzie. No i tu już zrobiona lufa z zamkiem. A program to Fusion. 4 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Merten Napisano 12 Listopada Autor Share Napisano 12 Listopada (edytowane) Powoli dalej. Trochę się martwię, bo na razie robię to co udało mi się obejrzeć i sfotografować. Jak patrzę na rysunki i zdjęcia, to trochę przeraża, ze potem będzie trzeba trochę (i więcej niż trochę) zgadywać, ale... na razie radośnie do przodu. Fotki kołyski z lufa poniżej. Nieskończony jeszcze cały duży element naprowadzania w pionie. Jako, że oglądanie samych fotek z programu do projektowania jest raczej mało seksi , to będę trochę ubarwiał opowiadaniami o tym moździerzu. Nie mogę się wystrzelać (heh! ale żarcik!) ze wszystkich historii na raz, więc na razie tylko korekta do pierwszego posta. Okazuje się, że znalazłem zestawienie ile rzeczywiście było 28 cm Mrs 601(f) w służbie. Otóż w marcu 1944 występowały wyłącznie na froncie wschodnim i było ich aż 72! 28 sztuk w Grupie Armii "Środek", 35 w Grupie Armii "Północ" i 9 w Grupie Armii "A" (z tych ostatnich 3 były używane w artylerii nadbrzeżnej nad Morzem Czarnym). Co najdziwniejsze dla mnie, to że GA "Północ" miała ich aż tyle. To już było dawno po odwrocie spod Leningradu i jakbym miał obstawiać, to powiedziałbym, że jako pierwsze je porzucili, a tutaj... taka niespodzianka. O mobilności będzie w innej opowiastce. Do tego okazuje się, że w arsenałach pozostawały dodatkowo 23 takie moździerze w wersji samobieżnej. Niesprawne chyba jednak. Taki przetrwał jeden w Dreźnie, chociaż w stanie dość słabym. Zdjęcie na samym dole. Poza wszystkim mam nadzieję, że ktoś to czyta. A dla mnie to odreagowanie przy tworzeniu kolejnych szkiców, brył, wcięć, wycięć, rozciągnięć, itd... No i jeden z tych samobieżnych, co to na wojnę nie pobieżał (Muzeum w Dreźnie). Edytowane 12 Listopada przez Merten 4 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Merten Napisano Sobota o 14:27 Autor Share Napisano Sobota o 14:27 Miałem ambitny zamiar zrobić też przynajmniej część tego moździerza w wersji przygotowanej do transportu (jakieś elementy drugiego egzemplarza). W każdym razie lufę i kołyskę, które były przewożone oddzielnie. No i niestety to się raczej nie uda. Nawet kołyska, która była przewożona w wydawać by się mogło, prosty sposób (tym bardziej, że przetrwał zaczep do przodka i mogłem go sobie obejrzeć i wymierzyć), to już cały system osadzenia jej na kołach, to czarna magia. W muzeum jest ona po prostu położona na osi, ale w żaden sposób nie zabezpieczona do transportu, a na rysunkach widać, że było do tego kilka elementów. Nie wiem o co chodzi z tymi elementami oznaczonymi znakami zapytania. Może kiedyś gdzieś spotkam coś co przypomina tą konstrukcję... Aha! Rysunek jest z 1916 roku, a zdjęcia rosyjskiego egzemplarza wcześniejsze. Widać, ze później stosowano solidniejsze koła. Widać też wzmocnienie/żebrowanie na prowadnicy kołyski, którego na zdjęciu nie ma. No, ale w modelu zrobiłem, bo mi się podoba. Wychodzi na to, że bez rysunków technicznych ponad połowę czasu pracy nad modelem zajmuje oglądanie zdjęć, planów i kombinowanie jak to miało wyglądać... Na koniec czasem aż mnie trzęsie jak oglądam swoje zdjęcia i widzę jak ten eksponat jest przechowywany. Tu się należy kilka słów uchodzących powszechnie za wulgarne i obelżywe. To była naprawdę wspaniała zdobycz na bolszewikach! Naprawę koła muszą gnić i rosnąć na wszystkim mech? 3 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Albatros Napisano Sobota o 18:58 Share Napisano Sobota o 18:58 To jest chyba problem muzeów w Polsce, swoista schizofrenia… z jednej strony nic nie można… jeżeli chciałbyś się zapoznać bliżej z eksponatem, zrobić lepsze zdjęcia, zajrzeć do środka (jeśli chodzi o czołgi) czy do kokpitu samolotu (czyli wejść np. na drabinkę), otworzyć osłony silnika… nie, nie wolno. Nikt nie chce gadać. Ja rozumiem, że trudno zostawić bez opieki i że każdy robi co chce, ale napisać maila, umówić się z pracownikiem, który podejdzie, obsługa umożliwi jakieś pomiary, czy dokładniejsze oględziny… pod ich okiem i z dbałością o bezpieczeństwo eksponatu. Ale nie da się nic, i oczywiście argumentacja jest jedna, to eksponat, zabytek, nie wolno, bo zniszczysz. A z drugiej strony pod okiem tych dbających o bezpieczeństwo muzeów eksponaty gniją i dosłownie rozpadają się na kawałki… i jak może to wyglądać w innej rzeczywistości? Właśnie jestem po wizycie w brukselskim Royal Museum of the Armed Forces and Military History, okazało się że cała galeria z samolotami z I wojny światowej, która najbardziej mnie interesowała, jest zamknięta, bo remont. Chwila rozmowy z przemiłym gościem w kasie i razem idziemy, żebym mógł sobie obejrzeć. Wpuścił mnie tam, pogadaliśmy, oczywiście nie tak długo jakbym chciał, bo musiał wracać na swoje stanowisko, ale dało się jednak obejrzeć niedostępną kolekcję… u nas oblężone twierdze… Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Merten Napisano Sobota o 19:41 Autor Share Napisano Sobota o 19:41 (edytowane) Ja najbardziej się zdziwiłem podejściem w niemieckich muzeach. Na przykład w Chemnitz można latać po parowozach ile dusza zapragnie. Ostrzegają tylko, że są olejowane i nie odpowiadają za Twoje buty i ubranie. Dużo (większość?) z tych maszyn ma 100+ lat. Ale najbardziej zaimponowali mi w Berlinie. W Muzeum Techniki stoją tam dwa parowozy PKP, które jakoś trafiły do tego muzeum w... nie do końca jasnych okolicznościach. Co ciekawe parowozy niemieckie wyglądają tam jakby wczoraj wyjechały z fabryki, a te "nasze" mają tabliczki, że muzeum uznało, że ich historia służby jest tak bogata (niemieckie, potem polskie, potem niemieckie, potem znów polskie i na koniec Muzeum Techniki w Berlinie), że nie można zniszczyć historii, która na nich narosła. W efekcie stoją na hali, pod dachem, ogrzewanej, z oznaczeniami PKP, ze wszystkimi przeróbkami jakich w nich dokonano. Jeden z nich (jedyny w całym muzeum) stoi na kanale oczystkowym i można przejść pod nim, co jest dla wszystkich mega-atrakcją. I co można powiedzieć? Super, że tak się stało, bo pewnie u nas nie zostałby po nich żaden ślad. Kto widział co się dzieje w Muzeum Kolejnictwa w Warszawie, to wie o czym mówię. Ale wracając do eksponatów wojennych, to mam nadzieję, że to niedługo ogarną. Nowe Muzeum Wojska Polskiego jest olbrzymie i ma masę niewykorzystanego miejsca. Byle szybko! Co nie oznacza, że kogokolwiek dopuszczą do tych zabytków oczywiście. Edytowane Sobota o 19:49 przez Merten Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Albatros Napisano Sobota o 20:27 Share Napisano Sobota o 20:27 No to jeszcze jedna ciekawa rzecz z Brukseli, muzeum bardzo ściśle współpracuje z kilkoma stowarzyszeniami i korzysta chętnie z pracy wolontariuszy. Prowadzą oni sklep muzealny, i - uwaga - stowarzyszenie prowadzi warsztat i przeprowadza renowację eksponatów muzealnych. Tak dzieje się np. z LVG CVI, który jest w tej chwili restaurowany. Można nawet ich odwiedzić w warsztacie w muzeum. Więc „wpuszczenie” ludzi z zewnątrz, pasjonatów tylko ubogaca muzeum, otwiera na ludzi, sprawia że muzeum żyje. Mógłbym tylko pomarzyć, żeby tak było np. w Muzeum Lotnictwa w Krakowie… 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Merten Napisano 14 godzin temu Autor Share Napisano 14 godzin temu Taka luźna uwaga jeszcze... Praca z rysunkami poglądowymi to jednak czasem jest koszmar. Teraz powstają te zębatki i całe mocowanie kołyski z lufą. Natomiast trochę miałem walki z wymiarami. W rysunku technicznym jak ktoś coś skraca, to jest to wyraźnie zaznaczone. Tutaj już niekoniecznie. W każdym razie w pierwszym projekcie kołyska, która powstała na podstawie proporcji względem lufy okazała się o ponad 1 cm za krótka. W rzeczywistości to było 40 cm (!!!). Całe szczęście po obmierzeniu oryginału poprawiłem i jest ok. Do tego dochodzi taka kwestia jak widać poniżej na zdjęciu, czyli nie do końca rozprostowany rysunek. Tu też można zgubić parę (kilkanaście, a w przypadku elementu długiego na ponad 3 metry nawet kilkadziesiąt). W takich przypadkach pewne są tylko wymiary sprawdzane w pionie. Więc to ciągle praca podwyższonego ryzyka i jak już się wydawało, że coś jest zrobione, to wychodzą niespodzianki, jak się przejdzie do kolejnych elementów projektu... 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.