Skocz do zawartości

FM-2 Wildcat 1:72 Arma Hobby


Roland_Sebastian

Rekomendowane odpowiedzi

Można albo użyć transparentnych kolorów, albo mocno rozrzedzona bazą o zmienionej tonacji, czyli w zależności od potrzeb albo jaśniejsza albo ciemniejsza.

 

Ale użycie jednej techniki nie wyklucza użycia drugiej, zresztą jak już ktoś pisał na forum, warto korzystać z całego dobrodziejstwa technik, aby uzyskać pożądany efekt. W tym wypadku nie ma jedynej słusznej i prawidłowej drogi

Edytowane przez Moses
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przy Hellcacie użyłem techniki podpatrzonej u pewnego youtubera:

 

Wykorzystałem do tego odpowiednio zmęczoną szorstką część gąbki kuchennej. 😉

Edytowane przez Roland_Sebastian
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, Moses napisał:

jak już ktoś pisał na forum, warto korzystać z całego dobrodziejstwa technik, aby uzyskać pożądany efekt.

 

Hehe, ale trzeba je znać. Dlatego pytam.

Znam pracę Inner Nerda, ma fajne pomysły ale z tego co pamiętam, to ta gąbka przed bazą była używana.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od lat pisuję o przewadze kontroli przy wszelkim malowaniu 'po'. Półżartobliwą KnRZP  (Kampanię na Rzecz Zwalczania Preshadingu) założyłem tu na forum zaraz po zapisaniu się te naście lat temu.

 

Przewaga ta jest wieloraka, bo nie tylko daje lepszą kontrolę 'techniczną', ale też ułatwia  próby odwzorowywania efektów podpatrzonych na oryginalnym obiekcie. Teza o możliwości zamalowywania błędów przy 'pre' jest złudna, bo zamalowanie błędu oznacza, że malowanie się nie udało i trzeba działać od początku. Jak się malowanie nie uda to się nie uda, 'pre', czy 'post'.

 

Oczywiście nie wiem, czy moje pisanie w ogóle ma tu jakieś znaczenie, ale ważne, że się dzieje. Jak podpatrzone, zasłyszane gdzieś indziej, to trudno ;). Jak to jest wynik własnych doświadczeń, to tym lepiej!

 

Aha, kampania była półżartobliwa, bo nie chodzi o to by wyrzucić do kosza wszelkie podmalówki. Czasem są one bardzo przydatne, a może i niezbędne. Chodzi o to, że budowanie realistycznego wizerunku modelu metodą preshadingu stawia przed modelarzem okropnie trudne do ogarnięcia wyzwania i nie jest to droga jedyna  i konieczna. W ogóle to ten podział jest trochę sztuczny, bo wszystko to są po prostu laserunki. Ale w modelarstwie się wytworzył i jest.

Edytowane przez greatgonzo
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, greatgonzo napisał:

O, matko. Nie sądziłem, że doczekam.

 

Medycyna poszła mocno do przodu, wydłużając średnią długość życia.

Ale pisząc poważnie, to - poza Twoim zdecydowanym dystansem do preshadingu i tego dystansu uzasadnieniem - z powyższego postu nadal nie mogę wyłowić  sposobu, w jaki ja, modelarz robiący swój pierwszy blaszany samolot, miałby go pomalować aby uzyskać efekt imitujący choćby nieco jego rzeczywisty wygląd. Moses pisał o transparentnych kolorach oraz o odcieniach koloru bazowego ale dla mnie to są tylko hasła, bo brakuje mi jakiegokolwiek doświadczenia. Oglądam więc filmiki podpatrując różne techniki i ten nieszczęsny preshading wciąż się tam przewija. Siłą rzeczy więc już sobie wyobraziłem, jak go mogę położyć i trochę mnie to uspokoiło. I ten Wildcat tak ładnie wygląda... Ale teraz znów mam gonitwę myśli, bo moje plany zburzyło Twoje stanowcze veto. Może wskaż chociaż miejsce, gdzie mógłbym zobaczyć jak się ten postshading robi - byłoby trochę łatwiej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, greatgonzo napisał:

Oczywiście nie wiem, czy moje pisanie w ogóle ma tu jakieś znaczenie, ale ważne, że się dzieje.

Myślę, że ma znaczenie i to spore. Dałbym serduszko za całą wypowiedź, ale limit mi się wyczerpał. 😛 

Pozwól, że wejdę w polemikę z Tobą. Ja to widzę tak (badania robiłem na sobie, żadne zwierzęta nie ucierpiały):

Modelarz mający jaką taką świadomość tego jak ma wyglądać jego praca kupuje sobie aerograf. Tutaj chyba każdy się zgadza, że pędzlem bardzo ciężko osiągnąć efekty, które dałyby pozytywne wyniki, tudzież, nawiązując do wpisu odn. Dauntlesa ciężko pomalować pędzlem model tak, żeby był dobry. 
Pierwsze kroki z aerografem bywają trudne. Coś co przychodzi intuicyjnie po pewnym czasie na początku jest nie do ogarnięcia. Na tym poziomie opanowania aerografu najbardziej dostępna jest technika blackbasingu. Maznąć cały model czarną farbą (tu nie trzeba za dużej finezji, jak będzie za gęsta to najwyżej wyjdą jakieś farfocle.) i potem próbować odpowiednio kolorem wypełniać panele tak, żeby linie podziału zostały ciemniejsze. 
Po wyczuciu aerografu trochę lepiej taki modelarz może pokusić się o próby z preszejdingiem. Już daje radę zrobić w miarę cienkie linie i w miarę równo to wychodzi. Jak psikawka plunie farbą gdzieś obok to nic straconego, kolejne warstwy to przykryją (miejmy nadzieję), na tym etapie zaczyna pojawiać się jako taka świadomość koloru. 
Taki coraz lepiej wyczuwający aerograf modelarz, mający coraz większą wiedzę na temat tego jak zachowa się farba, jak mniej więcej będzie wyglądać efekt końcowy może zacząć czuć niedosyt. I zaczyna kombinować z poprawianiem to tu to tam. 
Tutaj jest jak dla mnie pewna bariera psychologiczna, a może słabość? Niby wiem, że wszystko można zrobić od początku. Jak coś nie wyjdzie to kolor można zmyć do plastiku. Można nawet zdjąć kalki i kupić nowe. Jednak im bliżej końca budowy tym bardziej w mojej głowie rośnie przekonanie, że model jest już prawie skończony. W związku z tym  pojawiają się pewne opory przed używaniem technik nieusuwalnych (czyli np robienie poprawek na kalkach, malowanie okopceń aerografem, czy postshading), które spowodowałyby cofnięcie postępu budowy do etapu podkładu. Te opory maleją tym bardziej im większą świadomość własnej techniki się posiada, dlatego coraz łatwiej się po nie sięga i zauważa zalety korzystania z nich. To jest zmiana myślenia z "nie będę poprawiał, bo jeszcze bardziej popsuję, jest dobrze jak jest" na "nie do końca mi się to podoba, wiem, że da się zrobić lepiej".  Dlatego naturalna dla mnie jest ewolucja technik malarskich z tych łatwiejszych do wykonania jak blackbasing do tych wymagających większej umiejętności w operowaniu aerografem jak postshading. Zwrócić tu chcę uwagę, że chodzi o łatwość w pomalowaniu, niekoniecznie dającym stuprocentowe odwzorowanie rzeczywistego obiektu. Mam na myśli raczej pokrycie modelu jednorodną warstwą farby (z czym, przeglądając fora i grupy na fb, wielu modelarzy ma problem...). Przecież gdy preshading nie wyjdzie, zawsze można zamalować go całkowicie i zmienić koncepcję na model "muzealny". Wyjdzie model poprawny, nie będzie to cudo zachwycające każdego, ale mam wrażenie, że wielu modelarzy jest w stanie zadowolić się "średniakiem".
W miarę jak rośnie umiejętność opanowania aerografu i często świadomość tego co chcemy osiągnąć dotychczasowe techniki przestają wystarczać, więc sięgamy po nowe. Ewentualnie jest to zasługa czystego lenistwa i szukanie łatwiejszej i bardziej przewidywalnej techniki dającej odpowiednie rezultaty. 

Tutaj zaczynam zgadzać się z KnRZP. Jak dla mnie preszejding powinien być etapem przejściowym na drodze modelarza do zbudowania "modelu życia". Dlatego warto nakłaniać tych, którzy zasiedzieli się w wykonywaniu tej techniki, stanęli w miejscu i nie mają ochoty na dalsze eksperymentowanie i rozwijanie warsztatu. Poza tym to też nie jest do końca tak, że powinno się walczyć z preszejdingiem, a raczej promować wykorzystywanie różnych technik, tak jak wspomniał Moses. Preszejdingiem budować pierwsze cienie, następnie nakładając laserunek podbijać kolor tam gdzie chcemy, a ostateczny efekt osiągać postszadingiem tam gdzie preshading nie dał odpowiedniego rezultatu. Budować kolor mieszając różne techniki i efekty. Tylko żeby to robić trzeba umieć malować. Umieć i mieć tego świadomość, której nabiera się coraz więcej z kolejnymi modelami. Tak wiem, można poćwiczyć malowanie na boku, na płytce polistyrenu czy też złomie modelarskim. Tutaj jednak podzieliłbym modelarzy na dwie kategorię. Tych, którzy prowadzą rozpoznanie bojem, budują dlatego, że daje im to frajdę, robią eksperyment na żywym organizmie. Czasem wyjdzie, czasem nie do końca, najważniejsze to wyciągnąć wnioski na przyszłość. Ich cieszy proces tworzenia, skończony model też, przynajmniej do momentu aż nie postawią obok kolejnego, po którym widać jaki postęp poczynili. Są też modelarze budujący model życia. Dla nich nie liczy się droga, a cel. Więc ćwiczą techniki, próbują na boku, nie ważne ile czasu na to poświęcą, aż dochodzą do wniosku, że są gotowi i mogą zrobić model tak jak sobie od początku zamierzyli. I budują dobry model. Ja z pewnością zaliczam się do tej pierwszej grupy😁 coś nie wyszło? W następnym będzie lepiej. I powiem szczerze, że z uśmiechem patrzę zarówno na te pierwsze, na których uczyłem się ogarniać aerograf jak i najnowsze, gdzie widać jaki postęp poczyniłem.

 

1 godzinę temu, zaruk napisał:

Oglądam więc filmiki podpatrując różne techniki i ten nieszczęsny preshading wciąż się tam przewija. Siłą rzeczy więc już sobie wyobraziłem, jak go mogę położyć i trochę mnie to uspokoiło.

Powtórzę jeszcze raz, według mnie preszejding nie jest zły sam w sobie, ważny jest efekt końcowy i jego świadomość. To tak jak np z reakcjami chemicznymi. Można otrzymać ten sam związek różnymi drogami. Jedne są łatwiejsze i przewidywalne inne mogą być wybuchowe i zachodzić z mniejsza wydajnością, przy trudniejszych warunkach, ale koniec końców w efekcie otrzyma się ten sam związek. Tak samo z malowaniem. :)

 

30 minut temu, Moses napisał:

Zaruk, dawaj jaśniej info że coś jest niejasne 

https://youtube.com/c/Scaleaton

Popatrz sobie na ten kanał. 

Również polecam, uwielbiam jego filmy, gościu ma na prawdę opanowany aerograf na najwyższym poziomie. 

No, trochę się rozpisałem, wypadałoby teraz pójść pomalować model do końca.


 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda ze wiecej gada niz robi , ale jak robi to fakt fajnie 😉

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może to i kwestia rozwoju medycyny, choć jak mawia pewien znajomy lekarz: gdy pacjent koniecznie chce żyć, to medycyna jest bezsilna.  

Roland, nie wiem z kim wchodzisz w polemikę, może z modelarskim światem, może z samym sobą, ale na pewno nie ze mną. Przypomnę: kiedy czytywałem artykuły Andrzeja Ziobera w AeroPlanie zawsze dziwiłem się, dlaczego gość w kółko i do znudzenia powtarza, że pisze o modelarstwie konkursowym i to tym mniej polskim w charakterze, a mianowicie takim, gdzie celem jest wyłonienie najlepszych modeli redukcyjnych, niezależnie od formuły imprezy i sposobu oceny. Przecież, myślałem, wystarczy napisać raz, potem ewentualnie przypominać co trzy lata, ale na litość, nie jak ten rabin po weselu – codziennie! Później zrozumiałem, że może nawet i miałem rację, bo ile razy by nie powtórzyć w jakim kontekście się mówi to i tak ciągle większość będzie to olewać i brać wszystko do swojego świata.  

Dlatego powiem na początku, że ja mówię wyłącznie w kontekście robienia dobrych modeli redukcyjnych, rozumianych jako jak najdokładniejsze odwzorowanie rzeczywistego obiektu w skali we wszystkich możliwych aspektach. I już tego nie będę powtarzał, ale proszę, byście w chwili, gdy żachniecie się na jakąś moją tezę sprawdzili, czy żachacie w kontekście, o którym mówię i czy w tym kontekście żachnięcie pozostaje aktywne.  

Cały Twój wywód jest o czymś zupełnie innym. I tego ja nie oceniam. W innym wątku piszesz, że wyskakujesz na 30 km na rower.  Ja nie, ale na zdrowie! Po prostu lubisz inaczej spędzać czas. To jest to samo. Cała ta droga w mojej wersji opowieści jest bez sensu, bo na starcie zakładamy, że ma powstać bardzo konkretnie określony wizualnie model. Tu nie ma miejsca na jakoweś zmiany koncepcji i wersje muzealne (swoją drogą chętnie zobaczyłbym, jak ktoś porywa się na wykonanie realistycznego modelu w koncepcji ‘muzealnej’ - to dopiero wyzwanie!). To tak, jakbyś miał namalować kwiatek. Czy łatwiej byłoby namazać ten kwiatek tak po prostu na kartce, czy budować kolejne warstwy przejrzystych laserunków, które w ostatecznym rozrachunku uczynią ten kwiatek niejako same z siebie? Nawet tacy mistrzowie tych laserunków jak van Rijn tego nie próbowali i nawet przez chwilę nie myślcie, że malując swoje dzieła korzystali choć z części swobody, jaką dają sobie dzisiejsi modelarze. Rządziła powtarzalna, ściśle zdefiniowana metoda dla uzyskania zaplanowanych efektów. Analogia z chemią miałaby sens, gdyby zaznaczyć, że mamy do dyspozycji substancje, które w wyniku reakcji mogą doprowadzić nas do uzyskania oczekiwanego materiału. Jedna z metod oznacza, że spróbujemy poznać ich skład, zachowanie, wpływ odczynników itd. i potem zabierzemy się za mieszanie składników, podgrzewanie, zderzanie.... Druga zaś oznacza, że zerkniemy na kilka ogólnych poradników chemicznych i będziemy mieszać jak nam wygodniej w nadziei, że wyjdzie to czego oczekujemy. 

Jeżeli podmalówki mają dać określony efekt to każda wpadka oznacza nieudane malowanie. Jeśli konsekwencją ma być powrót na start, to przy preshadingu jest to zmywanie, a przy post - powrót do pomalowanego modelu. Trochę mniej cofania 😊. Ale to i tak nieistotne, bo przecież chodzi o to, by w ogóle się nie cofać. 

I nie ma co tu gadać o jakichś modelach życia. To co piszę działa tak samo, gdy robimy prosty model w konwencji ‘gotowy do lotu’.  

Masz rację w kwestii niepiętnowania preshadingu. Dlatego zawsze podkreślałem, żartobliwą konwencję kampanii. Ale też czasy pojawienia się KnRZP były zupełnie inne. Wtedy spór czy modele należy malować aerografem, czy pędzlem gorzał pełnym ogniem, a powszechnie stosowany preshading nie miał nic wspólnego z tym, co oglądamy dzisiaj. Fora internetowe i stoły konkursowe wypełnione były samolotami w kratkę i ciężko się na to patrzyło. Tu, w kontekście estetyki, modelarstwo pięknie się rozwinęło. Paradoksalnie tym trudniej mówić o klasycznej redukcji, bo wytworzył się model realistycznego wyglądu samolotu zbudowany artystycznymi wizjami modelarzy i powszechnie przyjęty w środowisku za ten właściwy. A zupełnie niezależny od tego co znamy z lotnisk, historii i zdjęć. 

Nawet nie wiem, czy poradnik, o który pyta Zaruk w ogóle istnieje. A nie, soreczki, istnieje jeden, ale o nim potem. Ale to musi być wielka rzadkość, bo zrobienie takiego to jakaś tytaniczna praca, z niewielką szansą na szeroki odbiór.  

Sam nie oglądam w ogóle youtubowych instruktaży. Ten z durnym Curtissem powyżej przeleciałem paskiem postępu i to wystarczy bym wiedział, że niczego specjalnego się w nim nie dowiem, skoro nie ma w nim nawet jednego zdjęcia portretowanego P-40. Oglądać jak ktoś macha aerografem? Nuda, sam sobie mogę pomachać. Poradnik o malowaniu dobrych modeli z zasady musiałby dotyczyć konkretnego egzemplarza i konkretnych efektów, z których tylko część będzie na tyle uniwersalna, że do zastosowania w innych pracach. 

Mam wrażenie, Zaruku, że nie możesz przebić się poza jakiś schemat i zakładasz, że wg mnie modelarz, który postanowi, że będzie robił dobre modele, obojętnie, czy będzie to pierwszy, czy piętnasty, ma wejść na jakiś szczyt modelarskich umiejętności i jego rozwój będzie zakończony. O ile wiem do tego rezultatu potrafi doprowadzić tylko choroba, która na tyle upośledzi organizm, że rozwój modelarza będzie już, niestety, wykluczony. Nadal będzie mnóstwo rzeczy do nauki i przeogromne pole sposobów do wykorzystania by kolejny model był lepszy niż poprzedni. Tylko, że one wszystkie będą przynajmniej dobre. Przełamanie schematów jest trudne, czasami niemożliwe. Znam modelarza, strasznie fajny chłop! Ale tak zabetonowany w przekonaniu, że nie umie malować i że waloryzacja modeli jest nie dla niego, iż nie ma jak tego przeskoczyć. Wprowadzanie jakichś drobnych malarskich czy technicznych tricków trwa u niego lata. Przegadaliśmy kiedyś sporo na temat tego malowania, tłumaczyłem co i jak, ale wytłumaczyć jak trzeba zrobić, żeby odważyć się spróbować (spróbować, nie machnąć dwa razy aerografem, by z ulgą stwierdzić, że nie wyszło) to ja nie umiem. Zupełnie się na tym nie znam. A to trzeba zrobić, a nie liczyć na poradniki. To zawsze będzie trudne, bo po pierwsze trzeba dowiedzieć się co trzeba namalować. Albo zbudować, ze zbudowaniem może być tak samo, ale tu gadamy o malowaniu. I to wcale nie jest takie proste. W sensie, że samo się nie zrobi i trzeba się trochę postarać. Potem też nie jest z górki. Można np. zakolegować się z kimś mocno wprawionym w wykonywaniu różnych efektów i razem próbować uzyskać określony wizerunek. Jednemu podpasuje, dla drugiego to jakiś absurd zawracać komuś łeb albo w ogóle taka wspólna kreacja. Można kombinować samemu. Tylko nie można zacząć od przekonywania siebie, że się nie da. I tu wracamy do tego istniejącego poradnika. Jest nim cykl artykułów Andrzeja Ziobera w Aeroplanie opisujący powstawanie jego modeli. Andrzej nie ma żadnej przeszłości artystyczno-plastycznej i jak sam się przyznaje, żadnego do tego drygu. Tym niemniej potrafił wykoncypować sposoby by przedstawiać samoloty tak realistycznie, że aż zapiera dech. Gdy pierwszy raz odwiedziłem Andrzeja i miałem wielką przyjemność obejrzeć jego dzieło, nie mogłem uwierzyć, że można tak zaprezentować model. Od razu widziałem, że to jedyna droga. W sensie modelarskiej filozofii, nie metod. Nie powtarzam działań Andrzeja, często postanawiam w znacznym stopniu zaufać swojemu artystycznemu doświadczeniu. Co nie znaczy, że w jego relacjach z malowania nie znalazłem nic, z czego mógłbym skorzystać. Wręcz przeciwnie, sporo przydatnych technicznych tricków znalazłem właśnie tam. Tu jest miejsce na chemiczną analogię Rolanda – nie ma tej jedynej drogi do Tipperary. No i inna kwestia, czy mi wychodzi. Przecież nie zawsze wszystko będzie idealnie, na ogół zawsze da się lepiej. Ale cel jest określony. 

Andrzej ze swoim modelarstwem konkursowym zawsze budził kontrowersje, na ogół wynikające ze wspomnianego nieprzyjmowania kontekstu przez odbiorców. Bywał ulubionym celem tych, co lubili dzielić modelarzy ma malarzy i detalistów. Wytykano mu po prostu nieudolne malowanie. Ludzie wtedy zachłystywali się odkrywanymi możliwościami malarskiego warsztatu. Dziwne to były czasy, bo krytykując te modele przyznawali, że nigdy nie widzieli ich na oczy, a znają je jedynie z marnych zdjęć. Marność zdjęć miała w jakiś sposób usprawiedliwiać zasadność zarzutów. Aż się dziwię, że ze mną gadacie jak z człowiekiem, zamiast obrzucać pomidorami 😊. 

Opisy Andrzeja są znakomite, ale też dotyczą konkretnych efektów dla danego statku powietrznego. Natomiast prezentują jedną, niezwykle istotną odsłonę dobrego malowania. 

Wspomniałem o zachłyśnięciu się możliwościami jakie daje poznawanie malarstwa. Konsekwencją tego stała się fetyszyzacja aerografu. W pewnym momencie okazało się, że wszystko trzeba malować powietrzem i koniecznie z ręki. Malowane z ręki to plus pierdyliard do lansu. Upowszechniły się słowa klucze, jak ‘budowanie koloru’, ‘modulacja barw’ itp. Tyleż piękne, co mało znaczące w swej abstrakcji. Echa tego pozostały w ogólnej świadomości modelarskiej. Widać je np. w pytaniu Zaruka jak postshadingiem zrobić jakieś wężyki. Być może trochę przekręciłem, nie chcę deprecjonować tym pytania. Chodzi o to, że celem staje się tu jakaś technika aerografowa, a nie określony wygląd konkretnego samolotu. To kompletnie bez sensu i ja nawet nie wiedziałbym, jak zacząć odpowiadać na tak postawione pytanie. Dla mnie zawiera ono w sobie dysonans poznawczy. Chyba, że dotyczy tej przedstawionej przez Rolanda wersji modelarstwa. Ale wtedy ja nie miałbym w tej kwestii nic do powiedzenia. 

No i w ogóle te wężyki pojawiły się w ogólnej świadomości, gdy jeden modelarz wykorzystał je by przedstawić bardzo specyficzną erozję kamuflażu konkretnego samolotu. Pomysł był bardzo dobry, efekt znakomity. A potem okazało się, że to jest niezbędny element każdej budowy modelu lotniczego. Zupełnie jak ten nieszczęsny preshading sprzed lat. 

Istotne jest nie zastanawianie się co i jak wymalować aerografem, tylko co i jak zrobić, by uzyskać konkretny, zamierzony efekt. Andrzej prezentuje wiele sposobów wychodzących poza standardowe działania, ale sprawdzonych jako właściwe i powtarzalne dla określonego efektu. 

Dam też przykład ze swojego podwórka. Kiedy miałem zmierzyć się w Spitfire z uszkodzeniami powierzchni lakierniczej u nasady skrzydeł, stanęło przede mną kilka problemów i przyjęte działania musiały sobie z nimi poradzić. Kształt i forma musiały odwzorować znany ze zdjęć oryginał. Konieczne było by obicia były obiciami, a przetarcia stopniowo pojawiające się w wyniku szlifowania powierzchni butami były zmiennymi w intensywności przetarciami, z uwzględnieniem istnienia naturalnego metalu skrzydła i farby podkładowej. Na starcie odrzuciłem metody ‘na lakier’, czy inny fluid, bo wg mnie nie dawały one nadziei na uzyskanie tych zmiennych w intensywności przetarć. Może się mylę, ale nie wydziałem by komuś udało się tego dokonać takim sposobem i ja, zamiast próbować być tym pierwszym, postanowiłem pójść inną drogą. Zdecydowałem się zrobić to jak w rzeczywistości, czyli po prostu przetrzeć warstwy farby. Wcześniej robiłem eksperymenty np. z wyróżnianiem fragmentów gołej blachy i podkładu, oraz z nadawaniem wstępnego kształtu przetarć maskolem i taśmą maskującą, a potem uzupełnianiem tego przecieraniem. Oczywiście, by było mniej roboty, ale tu nie było szans na właściwą kontrolę. Natomiast przecieranie emalii papierem ściernym rodziło dwa problemy. Po pierwsze trzeba było dbać o zachowanie kształtu. Pamiętajmy, że przetarcia to tylko jeden z elementów układanki. Dochodziły jeszcze obicia, które zamierzałem zwyczajnie namalować. Pędzelkiem, pęczkami pręcików plastikowych, pojedynczymi pręcikami, czy mikrokawałeczkami gąbki. Ale kształt przetarć nie mógł wejść z nimi w konflikt i obicia miały być naturalnym tego kształtu uzupełnieniem.  

Po drugie dozowanie nacisku przy szlifowaniu okazało się być nie do końca kontrolowalne. Gdy proces pozwalał na akceptację efektu w kształcie i stopniach przetarcia, okazywało się, że w niektórych miejscach nie potrafię uniknąć nadmiernych ubytków warstw lakieru i przecieram się do plastiku. Na szczęście występowało to w takich miejscach, gdzie można było to naprawić lokalnym podmalowaniem. Bez szkody dla pozostałych wyzwań.  Trochę pomógł mi przypadek, bo farba podkładowa w przypadku Spitfire była szara, plastik zestawu też, a obecność NMF tylko niwelowała różnice między materiałem a emalią. To sprawiło, że poprawki były nieco łatwiejsze, ale bez większego problemu wykonalne i w innym przypadku. To wszystko testowałem sobie na boku, kombinując różne samoróbkowe narzędzia do szlifowania i ucząc się je prowadzić. To nie znaczy, że zrobiłem mnóstwo identycznych przejść skrzydło - kadłub. Poznawałem zagrożenia i znajdowałem sposoby na radzenie sobie z nimi. Gdy widziałem, że sposób działa nie musiałem ciągnąć dalej, podobnie jak nie trzeba budować całego modelu by przećwiczyć preshading 😊. Metoda zadziałała, nawet wrogowie w superlatywach wspominali o tym miejscu. I chyba jest jasne, że robiłem to pierwszy raz w życiu.

Oczywiście to tylko fragment działań nie tylko przy modelu, ale nawet przy tym przejściu. Doszły obicia, ryski mikroprzetarcia, tym razem namalowane, a nie przecierane i pozostałe ślady eksploatacji. Proces jest długi, ale ile według Was ma trwać ‘malowanie’ modelu, który powstaje kilak lat. Miesiąc? Bez żartów! 

Fizyczne malowanie to tylko jeden z elementów budowania wyglądu powłok malarskich modelu. Poznajemy co chcemy osiągnąć i szukamy sposobów by to zrobić. Gdy trzeba prysnąć, to pryskamy, gdy zmatowić, to szmergiel w garść i matowimy, gdy glansować, to szuwaks i do roboty! Nakleić? Naklejamy. Wymaskować - jasne! Zero ograniczeń, wszystko dozwolone w zbożnym celu budowania dobrych modeli. 

 

No, teraz wiecie, dlaczego w zoo są tabliczki ‘nie podpuszczać zwierząt’ 😉. 

Edytowane przez greatgonzo
  • Like 3
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Gonzo, wydaje mi się, że tym razem więcej zrozumiałem. Możesz jeszcze podpowiedzieć, w których numerach AeroPlanu można szukać artykułów, o których wspomniałeś? I przepraszam autora wątku za dygresje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@greatgonzoczemu ile lat jestem na forum nie widziałem jeszcze ani jednej Twojej relacji z budowy? Ok może mój poziom wtajemniczenia i zboczenia nie jest jak u Ciebie, tzn bardziej niż dokładna replikę odwzorowująca konstrukcje i szczegóły danej maszyny stawiam na zbudowanie danej kolekcji, ale to co piszesz o malowaniu to jest dla mnie coś fantastycznego. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, greatgonzo napisał:

Dlatego powiem na początku, że ja mówię wyłącznie w kontekście robienia dobrych modeli redukcyjnych, rozumianych jako jak najdokładniejsze odwzorowanie rzeczywistego obiektu w skali we wszystkich możliwych aspektach.

Masz rację, że czasem gubimy kontekst wypowiedzi przedmówcy i odbieramy to w taki sposób jak byśmy my sami chcieli. 😉 Tak się stało także w przypadku mego wywodu, który dotyczy modelarstwa w szerszym kontekście, a nie tylko tego "najwyższej próby" (z przymrużeniem oka pisane) :)


I rzeczywiście całe to moje pisanie o kand dupy potłuc, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo mądrego to aż miło poczytać.

Chociażby dla całej dygresji związanej z malowaniem Spitfire, ubolewam nad tym, że nie prowadzisz warsztatów na tym forum, bo można by z nich dużo wynieść.


Co do manier, które zaczęły się pojawiać wśród modelarzy i w pewnym momencie zostały wykorzystane nad wyrost jak ten przytoczony tu preszejding to chyba wynika to z zachłyśnięcia się nową techniką. Przy czym nie musi to być akurat preszejding, może to być każda ze stosowanych technik. Brak umiaru i brak samokrytycyzmu w ich stosowaniu itd.

35 minut temu, zaruk napisał:

I przepraszam autora wątku za dygresje.

Ależ nie ma za co. Rozgorzała tu ciekawa dyskusja, dzieje się. :) Niedługo pewnie pojawią się fotki zmalowanego Wildcata to od razu będą przykłady do rozmowy, jak nie malować modeli redukcyjnych😁

 

27 minut temu, Moses napisał:

@greatgonzoczemu ile lat jestem na forum nie widziałem jeszcze ani jednej Twojej relacji z budowy?

Jest relacja z budowy Spitfire, niestety tylko jedna. Szkoda, bo napisana w bardzo fajnym stylu.

 

28 minut temu, Moses napisał:

Ok może mój poziom wtajemniczenia i zboczenia nie jest jak u Ciebie, tzn bardziej niż dokładna replikę odwzorowująca konstrukcje i szczegóły danej maszyny stawiam na zbudowanie danej kolekcji, ale to co piszesz o malowaniu to jest dla mnie coś fantastycznego.

Popieram!
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko to co piszesz, Radku, jest absolutnie frapujące. I dlatego ogromnie chciałbym móc obejrzeć, jak Twoja ręka dopędza Twoją głowę. Trzymam kciuki. Nawet nie musi to być jakaś prowadzona systematycznie relacja, choć byłoby idealnie, może być choć skromna galeryjka...

Ile to już czasu minęło od Gabreskiego, od Spita?...

Pozdrawiam, Michał

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A widzisz, tak jest bezpieczniej, bo nie trzeba się martwić co będzie, gdy ręka jednak nie dopędzi głowy.

 

Gabreski skojarzył mi się z tematem decyzji o robieniu dobrych modeli.

Kiedy zbudowałem czwarty model samolotu, stwierdziłem, że ten pierwszy, właśnie P-47 Gabreskiego,  jest tak nieudolnie pomalowany, że żal i wyraźnie widać, jak krok po kroku pozostałe modele na półce odsuwają się od niego z obrzydzeniem. Postanowiłem przerwać prace nad kolejnym modelem (Spitfire) i przemalować szybko Thunderbolta. Ile to? Tydzień, dwa i będzie spokój.

W tym czasie zadałem się z kilkoma znakomitymi modelarzami na PWM, przy okazji wyścigów w Poznaniu udało się jakoś wkraść w łaski Andrzeja i spotkać się na oglądanie jego Lanca. Przestawiło mi się w głowie i nagle wszystkie niedoróbki i błędy modelu stały się nie do przyjęcia. Tu postanowienie zrobienia dobrego modelu nie przyszło wraz z nowym projektem, ale w momencie podjęcia pracy nad zbudowanym już wcześniej modelem. Tydzień zamienił się na ponad roczną relację z budowy na kilkadziesiąt stron. Trudno ją porównać do jakiegoś poradnika, ale nawet poleciłbym ją, bo jest ona świadectwem nauki modelarskich działań. Jest tam w sumie sporo opisów jak powstają rożne rzeczy, wiele opowieści o pracy z aerografem, z technicznymi sztuczkami włącznie, ale to są wszystko relacje z mierzenia się z czymś nowym, a nie mentorską informacją jak coś zrobić. Choć takie informacje też tam są. Pojawiają się gdy doświadczeni koledzy wspomagają mnie radą. Także trochę poznawania konstrukcji pierwowzoru. Można też zobaczyć moment, w którym modelarz zderzył się ze ścianą i stwierdził, że musi pójść na kompromis. Okazało się, ze historia samolotu zostawiła na nim tak rozbudowane świadectwo przejść, że nie wiedziałem jak sobie z tym poradzić i musiałem wybierać z czego zrezygnować przy prezentacji.

Relacja była dość popularna. Kiedy zdarzyło mi się później zabrać Thunderbolta dla towarzystwa na jakiś konkurs, bywało, że ktoś podszedł i wspomniał, że bardzo się cieszy, że mógł spojrzeć na model na żywo. Bardzo to było miłe.

Niestety, zdjęcia do relacji linkowane były z Photobucketa i dzisiaj nie wiem, czy w ogóle są widoczne.

Wygląda jakby tezy, których bronię wzięły się z mojego osobistego doświadczenia. Można by twierdzić, że w tym kontekście nie są nijak uniwersalne. No tak, ale przecież modelarstwo to nie jest całe życie. Moje obserwacje sprawdzają się i w innych dziedzinach. W dodatku miałem przez jakiś czas przyjemność uczyć ludzi rysunku. Wszystkie typowe dla modelarstwa problemy związane z brakiem gotowości do uznania zasad niepasujących do powszechnego przekonania, do używania metod które dotychczas nawet nie kojarzyły się z tematem, czy  do przełamywania oporów dotyczących porzucenia przyzwyczajeń i wchodzenia na zupełnie nowe tereny były tam widoczne jak na dłoni. Ot, ludzie.

Powrót do Spitfire oznaczał kolejny trud z przerabianiem, dość zaawansowanego już w budowie modelu, do standardów wyznaczonych przez nowe podejście. I jeżeli na forum pojawi się moja relacja, to znów będzie to powtórka z rozrywki, bo przed Spitfire udało mi się rozgrzebać jeszcze jeden model. Spitfire miał być szybką akcją. Nie  pasował tematycznie do moich zainteresowań, ale przeglądając jakąś publikację po prost zapałałem chęcią do mania wczesnego Spita w polskich barwach i Temperate Land.  To już chyba taki mój los.

Relacja, mam nadzieję, byłaby też frapująca, ale by nastąpiła muszę wejść w rytm robienia modelu, bo bez sensu jest zaserwować falstart.

 

Zaruk, modele Andrzeja powstają latami. Gdy mowa o relacji w AeroPlanie  to trzeba brać pod uwagę całe roczniki.  W przypadku Lancastera trzeba by grzebać gdzieś w okolicy 2008 roku. Jak chcesz, to przy okazji mogę zerknąć do tych AeroPlanów i powiedzieć dokładniej, tylko rzeknij, czy chodzi o samo malowanie.

 

Jeszcze jedna uwaga  o robieniu modeli, która dotyczy tematu kompletnie pomijanego przez modelarzy. Chodzi o plan budowy.  Przy zaawansowanych modelach jest to rzecz niezbędna. Sposób i kolejność montażu muszą być dobrze zaplanowane, bo może się zdarzyć, że jeśli tu sobie odpuścimy, to modelu w ogóle nie da się zmontować w zamierzonej formie. Przy prostszych budowach jest łatwiej, choć plan nigdy nie zaszkodzi. Może też się zdarzyć, że niektóre etapy będą wymagały takiej rozpiski. Ta może przyjąć różną formę: rozbudowanych tabel, albo luźnych zapisków. Ale przy realistycznym modelu redukcyjnym plan malowania potrzebny jest zawsze. Po pierwsze konieczna jest mapa pokazująca co chcemy namalować. Może mieć formę dosłowną z planami samolotu i naniesionymi na nie elementami kamuflażu i śladów eksploatacji. Mogą to być szkice, opisy, zestaw zdjęć, lub informacje gdzie je znaleźć. Albo wszystko na raz. Ale to trzeba mieć, bo inaczej ławo jest o czymś zapomnieć, coś przegapić. Teraz  pozostaje wymyślić jak to wymalować. Trzeba poświęcić na to czas, ale przecież nie jest tak, że przed etapem malowania siadamy w sobotę o dwunastej do dechy i już o dwudziestej pierwszej mamy plan malowania. Pomysł trzeba mieć już na początku bo może okazać się, że jakieś czynności malarskie trzeba wykonać na wcześniejszych etapach, ze względu na przyjętą metodę, albo z powodu kłopotów z dostępem do różnych miejsc po montażu modelu, lub jego części. Poza tym, wcale nie jest powiedziane, że akurat w tę sobotę będzie się nam najlepiej kombinowało. Faza na wymyślanie malowania może przyjść zupełnie kiedy indziej. I wtedy trzeba to zapisać, bo nawet następnego dnia możemy już nie pamiętać co tam świetnego wymyśliliśmy. Niech to nawet będzie pomysł na jakiś fragment malowania. Potem tylko trzeba to zebrać do kupy i rozpisać tak, by plan pozwalał zrealizować zamierzenia, a jego elementy nie wchodziły sobie w paradę. Wtedy znajdziemy się w sytuacji, gdzie będziemy umieli odpowiedzieć na pytanie dlaczego akurat ta podmalówka jest niebieska, albo dlaczego akurat te panele są bardziej srebrne. Modelarze malując model 'na techniki' niemal w stu procentach nie mają pojęcia jak odpowiedzieć na takie pytania, co sprawdziłem osobiście na kilku wybranych próbkach :).  Prawda, że w tym kontekście posiadanie wiedzy o wyglądzie portretowanego samolotu jawi się jako oczywista konieczność? I tu znów nie należy ulec pokusie przyjęcia, że 'nie da się'. To w ogóle nie chodzi o to, czy da się idealnie.  Zawsze się da, na tyle na  ile dysponuje się materiałem źródłowym i możliwościami jego interpretacji. Jedyne co grozi, to że ta interpretacja będzie błędna. Ale ona  przecież będzie w jakimś stopniu błędna zawsze. Od strony technicznej, to bez znaczenia jaki obraz gotowego modelu powstał w głowie modelarza. Ważne, by w ogóle powstał i by modelarz wiedział co chce przedstawić modelem. Pamiętajmy też, że taki plan malowania to nie jest jakieś pismo święte.  Zresztą, skoro i je można zmieniać, to przecież taki plan tym bardziej. Zawsze można skorygować  gorszy pomysł lepszym, nawet już wtedy, gdy powietrze pędzi do dyszy aerografu.

Poniżej, dla przykładu, fragment takiego planu do wspomnianego wcześniej P-47.  Mapa znanych ze zdjęć części kamuflażu. Kolejnym etapem było wymyślenie reszty tak by była w zgodzie z logiką malowania i znanymi faktami.

 

malowanie257.jpg

 

 

Gabbymalowanie267.thumb.jpg.3e8dafd2974a4b822b092dd28b29a58f.jpg

Edytowane przez greatgonzo
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

53 minuty temu, greatgonzo napisał:

Kiedy zbudowałem czwarty model samolotu, stwierdziłem, że ten pierwszy, właśnie P-47 Gabreskiego,  jest tak nieudolnie pomalowany, że żal i wyraźnie widać, jak krok po kroku pozostałe modele na półce odsuwają się od niego z obrzydzeniem. Postanowiłem przerwać prace nad kolejnym modelem (Spitfire) i przemalować szybko Thunderbolta. Ile to? Tydzień, dwa i będzie spokój.

Tutaj doskonale wiem o czym piszesz. Przed Wildcatem zabrałem się za spita z tamki, miał to być w miarę szybki projekt. Złożyłem model, pomalowałem i nałożyłem kalki. Zadowolony z pracy odłożyłem żeby lakier się utwardził. Za dwa albo trzy dni doszedłem do wniosku, że na samolot nie mogę patrzeć. No nie podoba mi się i już. Ku mojemu przerażeniu, bo spitfire to maszyna, która od dzieciaka mi się podobała, a tu jakiś potworek, który stworzyłem, no koszmar. W związku z tym model czeka w kolejce na zmycie wszystkich powłok malarskich i malowanie od zera.

 

Godzinę temu, greatgonzo napisał:

A widzisz, tak jest bezpieczniej, bo nie trzeba się martwić co będzie, gdy ręka jednak nie dopędzi głowy.

Gdyby tylko głowa wiedziała co chce, a ręka jak 😁. W razie czego jest wyjście: zrobi się dopisek w galerii, że nie buduję modeli redukcyjnych i do tego przyjmuję wyłącznie pozytywne komentarze na temat mojej pracy - sukces gwarantowany! 😉

 

A na serio - staram się przy tym modelu odrobić prace domową przeglądając zdjęcia wildcatów, bo akurat tej maszyny, którą buduję są tylko dwie fotki i to z wyrzucania go za burtę.

@zarukprzyponiało mi się, że Andrzej Ziober prowadził kiedyś swój warsztat na kartonworku - http://www.kartonwork.pl/forum/viewtopic.php?t=10257

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, greatgonzo napisał:

Zaruk, modele Andrzeja powstają latami. Gdy mowa o relacji w AeroPlanie to to trzeba brać pod uwagę całe roczniki.  W przypadku Lancastera trzeba by grzebać gdzieś w okolicy 2008 roku. Jak chcesz, to przy okazji mogę zerknąć do tych AeroPlanów i powiedzieć dokładniej, tylko rzeknij, czy chodzi o samo malowanie.

 

Gonzo, jeżeli to dla Ciebie trud lub czasochłonny proces, to poproszę tylko o numery z malowaniem. Nie wykluczone jednak, że w trakcie czytania wyjdą nowe zagadnienia do wyjaśnienia lub zaistnieje konieczność cofnięcia się do opisów budowy. Gdyby to zatem nie było zbyt obciążające, to byłbym wdzięczny za namiary na wszystko. Przy okazji - przeglądam Twoje stare wątki na PWM i, niestety, część zdjęć uleciała w niebyt. Czy pełne relacje z tych budów są już nie do odzyskania?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na wszystko będzie łatwiej. Nie trzeba robić selekcji.

Photobucket był kiedyś podstawowym miejscem hostującym zdjęcia w naszym modelarstwie. W którymś momencie się zbisił i zaczął żądać grubej kasy. Przez jakiś czas ludzie instalowali dodatki do przeglądarek pozwalające widzieć zablokowane foty. Odzyskiwanie zdjęć z bazy Pb stawało się coraz trudniejsze, a w końcu zaczęły one w ogóle z tej bazy znikać. Odebrałem stamtąd trochę zdjęć, na których mi zależało, niekoniecznie związanych z modelarstwem. Trochę to było kłopotliwe i czasochłonne, więc  selekcja była ostra. Wiele zdjęć ostatecznie wyparowało, a moje własne kopie przepadły kiedyś w wyniku cyfrowej awarii.  Ta relacja w pełnej odsłonie jest już nie do odzyskania.  Zresztą jest trochę z innej epoki i ma bardziej wartość sentymentalno-socjalną niż techniczną, więc nie ma też czego szczególnie żałować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wykorzystałem dzień wolny i udało mi się zmalować kadłub do końca. Tak mi się przynajmniej wydaje:).

 

Ponieważ ostatni kolor kamuflażu jest bardzo ciemny i próby malowania preshadingu przy Hellcacie spełzły na niczym postanowiłem nieco inaczej podejść do tematu. W pierwszym kroku nałożyłem niejednorodną, ale dość mocno kryjącą warstwę bazy. Jak widać linie podziału blach przeleciałem tym samym kolorem, ale z docelowym kryciem. 

 

IMG_9412.thumb.JPG.ab4ae18c2c32d1ac322222e8b0904221.JPG

 

IMG_9411.thumb.JPG.0e0ca687ddcdd5ed929e978514918db5.JPG

 

IMG_9413.thumb.JPG.bda27256326c4e1a23372c5640125b80.JPG


Następnie za pomocą Intermediate Blue zacząłem robić rozjaśnienia, chciałem też nieco zróżnicować  krawędź natarcia skrzydła, która na zdjęciach oryginału ma inny odcień.

 

IMG_9415.thumb.JPG.864a4ee60af7dacbcf5fe3d84a5faa23.JPG

 

IMG_9414.thumb.JPG.7a442072e2f7c055d2b94df8284b75c8.JPG

 

Następnie ponownie wlałem do aerografu Sea Blue i niejednorodnymi plamkami zacząłem pokrywać powierzchnię. Następnie ponownie użyłem jaśniejszej farby, tym razem białej żeby nanieść kolejne wypłowienia i rozjaśnienia, zwłaszcza na płaskich powierzchniach skrzydeł i fragmentach kadłuba najbardziej wystawionych na słońce. Po tym etapie całą powierzchnię pokrytą najciemniejszym kolorem kamuflażu pokryłem delikatną mgiełką bazy żeby całość zblendować. 

 

IMG_9425.thumb.JPG.f206292a4b0c06b8f12652a0d1e1b980.JPG

 

IMG_9422.thumb.JPG.0f0e297d393a1cf47e395f57895fe6df.JPG

 

IMG_9421.thumb.JPG.873066159ae56ad67077137b350c6e5d.JPG

 

IMG_9420.thumb.JPG.3d6e95da82625dd3b5195de7a44c7605.JPG

 

Na tym etapie, tak samo jak przy poprzednich odłożyłem model na półkę do wyschnięcia. W piątek kolejny dzień wolny, będzie można krytycznie spojrzeć na to co zmalowałem. Jeśli malunki przejdą odbiór całość zostanie psiknięta połyskiem. :)

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie się podoba bardzo z punktu widzenia samej estetyki. Kilka razy też próbowałem już robić w ten sposób na zmianę baza, rozjaśnienie i blendowanie razem, ale nie byłem zadowolony z efektu. Wydaję mi się, że takie podejście daje o wiele lepszy efekt niż np. robienie marmurków w preshadingu. Szczególnie jeśli głównymi kolorami nie są czerń/biel/szarość.

  • Like 1
  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, zaruk napisał:

Gonzo,  Przy okazji - przeglądam Twoje stare wątki na PWM i, niestety, część zdjęć uleciała w niebyt. Czy pełne relacje z tych budów są już nie do odzyskania?

Tu jest kawałek o Thunderbolcie Gabreskiego:

http://hellcat.pl/mrar/index.php?option=com_content&view=article&id=66:p-47-d-25-re-reaktywacja-relacja-z-budowy&catid=35:relacje-z-budowy&Itemid=77

  • Thanks 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Roland_Sebastian napisał:

Na tym etapie, tak samo jak przy poprzednich odłożyłem model na półkę do wyschnięcia. W piątek kolejny dzień wolny, będzie można krytycznie spojrzeć na to co zmalowałem. Jeśli malunki przejdą odbiór całość zostanie psiknięta połyskiem. :)

Całość wygląda naprawdę dobrze. Patrząc na zdjęcie, delikatnie pojechałbym jeszcze po całości ale tak z wyczuciem wink4.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.