Skocz do zawartości

HMCS Copper Cliff - korweta typu Castle, płn. Altantyk 1944-45 [W.E.M. 1:350]


socjo1

Rekomendowane odpowiedzi

Dżem bodry (jak mawiał mój syn) .

Na codzień bardziej jestem aktywny na forum niebieskim. Ponieważ jednak marynistyka tam wymiera (jak dorsze na Bałtyku i w ogóle życie w oceanach),  postanowiłem tu wstawić galerię pierwszego ukończonego poważniejszego korablja. A roboty było przy nim ciut i jeszcze trochę, dużo się nauczyłem, choć niektóre elementy szkutniczego modelarstwa wciąż są niezglębione. Dalsze drastyczne szczegóły, rysa histeryczna i fotki detaliczne w zależności od społecznego zapotrzebowywania. Liczę na feedback w Waszym stylu ;-). Zbyszkowi bardzo dziękuję za kalki z nazwą jednostki.

1125525515_P1050104(Copy).thumb.jpg.3d572c28080a3b5fc67c8c9370c28bf9.jpg

1110847084_P1050102(Copy).thumb.jpg.80538c313633fced7db506891e9dedbf.jpg

518468209_P1050115(Copy).thumb.jpg.71fd681f9a94f214e2bcce1fe66d3efb.jpg

1143824029_P1050114(Copy).thumb.jpg.223254455ccdc2b7ccefc03f62ef8b86.jpg

74949139_P1050113(Copy).thumb.jpg.999eac4de75e45c71dc45dd184306758.jpg

1502304354_P1050105(Copy).thumb.jpg.540eb0a6602e23f52c29bd02419277d6.jpg

1533294936_P1050112(Copy).thumb.jpg.5ade5f2c51911be65771190190460c4c.jpg

Edytowane przez socjo1
  • Like 15
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W '42 to by podskakiwali z radości, gdyby takie mieli. Pierwsze weszły do służby w grudniu '43 (czyli mniej więcej pół roku po przełomie w Bitwie o Atlantyk), zaś ten piękniś się nie zdążył nawojować - pływał od końca '44 w ramach Grupy Eskortowej C6 między irlandzkim Londonderry (gdzie grupa stacjonowała) a kanadyjskim St. John's. Pomógł przeprowadzić ponad 680 statków w 12 konwojach (2 statki zostały zatopione przez U-booty). Dlatego go m.in. zrobiłem, że ma późny, dość rzadki jak na II wojnę radar - wcześniejsi przedstawiciele tego typu mają zwykle na maszcie wcześniejszy "budkowy" radar typu 271. Nienajgorszy był też kamuflaż "z falką" - jeden z typowych schematów dla tej klasy. Co ciekawe, nikt z różnych autorów w książkach i instrukcji modelu nie zauważył ciekawego smaczku - masztów malowanych stosunkowo ciemnym kolorem - co widać na fotografiach.  Natomiast masz rację, Atlantyk przez te dwa lata się nie zmienił i wciąż dawał w kość konkretnie - fotografie intensywnie eksploatowanych eskortowców z tego akwenu stanowią niewyczerpane źródło inspiracji dla niewyżytych miłośników weatheringu.

Dzięki za komentarz!

Edytowane przez socjo1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Załoganci z Arsenala. Taki stary zestaw, rodem jeszcze sprzed rewolucji 3D,  trochę ich przerabiałem, żeby mieli różne pozy. Poza tym było grane sporo dodatków i scracthu. Niestety, model miał strasznie toporne detale (na co byłem przygotowany) ale również błędy i braki (co mnie zaskoczyło  -  w końcu WEM było angielską firmą). Moze dlatego, że był to jeden z ich ostatnich wypustów przed zamknięciem i się śpieszyli?

Dorabiałem od podstaw wentylatornie (na dachu kambuza na śródokręciu oraz za masztem),miotacze bomb głębinowych, różne anteny, świetliki nad maszynownią (zasłonięte przez platformę z Oerlikonami), lepiłem osłony przeciwwietrzne wokół mostka, pomieszczenie nawigacyjne na mostku, światła pozycyjne, w ogóle z oryginalnego mostka zostały raptem ścianki. Nadbudówki zostały oszlifowane do gołych brył. Przemodelowałem całą górną część komina. Tyle z najważniejszych, w zasadzie chyba nie było elementu, którego bym nie ruszył.

Użyłem sporo dodatków: North Star (wyposażenie mostka, lampy, kotwice), L' Arsenal (skrzynie, beczki, ludki, tratwy), Master (Oerlikony pojedyncze i elementy do waloryzacji podwójnych rufowych), blaszki z MK-1 Design (część relingów, drzwi radar, żurawiki, pojemniki, skrzynki na mapy i inne)  wydruki 3D różnych producentów (schodkowe podstawy pod Oerlikony, łodzie, a z Micromastera pływaki ratownicze - jakość tych ostatnich akcesoriów jest naprawdę kosmiczna).

No i zbliżenia - wiem, strasznie widać na nich każde niedociągnięcie. Niech!

Następny w stoczni...

 

P1050116 (Copy).jpg

P1050117 (Copy).jpg

P1050118 (Copy).jpg

P1050119 (Copy).jpg

P1050121 (Copy).jpg

P1050122 (Copy).jpg

P1050123 (Copy).jpg

P1050124 (Copy).jpg

P1050126 (Copy).jpg

Edytowane przez socjo1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Adamo722 napisał:

Tak z ciekawości bo dodatki robią wrażenie ile czasu ci nad nim zeszło? 

Trochę wstyd przyznać - kupiłem go (ba ! - dostałem w prezencie od Teścia ?) jesienią 2014. I tak pewnie po roku zacząłem się do niego dobierać, ale bardzo powoli i mocno koncepcyjnie / dokumentacyjnie. W międzyczasie zrobiłem kilka innych modeli, jakieś nowe dodatki pojawiały sie na rynku, doszukiwałem dokumentacji, pojawiały się pomysły na rozwiązania kolejnych zgadnień... A od jesieni to już intensywnie, wszystko inne poszło na bok. Rzeczywiście, jak na tak małą jednostkę (75 m), to detali ma moc. Flower przy nim to taki "golas". Ale czym ma przyciągać uwagę mały model, jak nie detalami? Co ciekawe, w Internetach raczej mało jest zrobionych modeli tych interesujących okrętów (zwłaszcza takich prac, na których można zawiesić oko). I chyba to mnie w nim pociągało, wolę zrobić coś "off the path", nawet jeśli efekt nie jest idealny, niż tematy cokolwiek opatrzone.

Edytowane przez socjo1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Pomyślałem, że może kogoś zainteresuje opis modelu w postaci tak zwanej rysy histerycznej (tyle że nie zassanej z Wikipedii). Mam wrażenie, że większość modelarzy mocno kręci wielka lufa i te najmarniej ze dwie setki metrów po pokładzie (wbrew opinii, że wielkość nie ma znaczenia) a tu w galerii wylądowała taka mocno niepozorna kaczka, bardziej podobna do rybackiego kutra niż rasowego okrętu. Tymczasem dla mnie budowa korwety okazała się fascynującym odkrywaniem tajników jej konstrukcji, założeń taktycznych które ją kształtowały i ograniczeń z którymi przychodziło się mierzyć jej projektantom. Może ta historia zainteresuje również kogoś z Was?

Collingwood2.thumb.jpg.8dd1aee49889b7e0df3fefcd51f838ab.jpg

HMCS Collingwood - wczesny przedstawiciel korwet typu Flower.  Taki bidak, że nawet broni p-lot chyba nie dostał, miotacze bomb głębinowych też zaledwie będą pewnie dwa. Tym niemniej, w czasie wojny jednostki tej klasy były często modyfikowane i modernizowane.

Dobrze znana korwety Flower nie była projektowane z myślą o roli, jaka przypadła im w udziale. W założeniu przybrzeżne eskortowce musiały jednak na swoje barki (wręgi?) wziąć ciężar zmagań w bitwie o Atlantyk. Ich niedomagania szybko wyszły na jaw - wielu z nich nie dało się usunąć mimo  wprowadzanych na bieżąco modyfikacji okrętów. Mówiąc wprost: na ocean były zbyt małe. Były bardzo ciasne i zatłoczone (zwłaszcza, że liczebność ich załóg wciąż rosła), miały także niewielki zasięg. Przede wszystkim jednak były bardzo chybotliwe z bardzo szybką „nerwową i głęboką” charakterystyką przechyłów. Powyżej 4 stopni w skali Beauforta załogi masowo cierpiały na chorobę morską, co zmniejszało ich efektywność, iluzoryczna była też skuteczność ASDICu oraz miotaczy bomb głębinowych. Mawiano, że korwety kołysałyby się stojąc na trawie i że zachowują się w wodzie jak korek.

Pod koniec 1942 r. Admiralicja opracowała kolejną generację eskortowców – mających zastąpić „kwiatki” i większe fregaty typu River. W nowych konstrukcjach wdrażano wnioski z użytkowania ich poprzedników, ale i dostosowywano je do produkcji masowej (korzystanie z prefabrykowanych i zunifikowanych części i podzespołów, wytwarzanych często przez oddalone od siebie zakłady spoza  przemysłu stoczniowego). Ponieważ wiele mniejszych stoczni nie było w stanie budować fregat, zdecydowano o kontynuacji produkcji korwet. Projekt zmodyfikowano znacznie głębiej, niż w przypadku fregat River i ich następców typu Loch. Chciałbym na przykładzie modelu zaprezentować Wam co ciekawsze smaczki konstrukcyjne.

215797187_A2copper-cliff-01-1180x747.thumb.jpg.222d2308217a94d2387cd7f1ebbb06b7.jpg

HMCS Copper Cliff

Ogólny układ był zbliżony do starszych korwet. Zachowano napęd który sprawdził się w innych eskortowcach – tłokową maszynę parową. Od dawna nie stosowano jej na rasowych okrętach wojennych, ale była łatwa w produkcji oraz w obsłudze, zwłaszcza dla służących wcześniej na cywilnych statkach marynarzy i oficerów z ochotniczej rezerwy. Osiągana prędkość ok. 17 węzłów nie zachwycała, ale z reguły wystarczała w konwojowej rutynie. Niedomiar mocy natomiast dawał się odczuć w często w warunkach sztormowych. Nowy projekt był dłuższy o ok. 12 metrów dłuższy (77 m.) i o metr szerszy (11m.) od korwet Flower, rufa i dziób zostały bardziej wyniesione ku górze. Zmiany znacząco poprawiły zachowanie na fali oraz charakterystyki kołysania, choć niedoścignione w trudnych warunkach były wciąż fregaty. Dłuższy pokład dziobowy i wysoka wolna burta pozwalały na zabudowę większej ilości pomieszczeń i poprawiły komfort pracy załogi. Znacznie powiększył się zasięg: z 4600 mil morskich do 7500.

82690518_P1050390(Copy).thumb.jpg.59ff7782edb129d059b7b104ee6becd4.jpg

Zaczynając od dziobu, warto zwrócić uwagę na uzbrojenie. Tu chyba nastąpiła największa zmiana. Zamiast dotychczas obecnego na korwetach „jeża” (miotacz pocisków kontaktowych typu Hedgehog), użyto jego konkurenta - Squida który wyrzucał na odległość 250 metrów przed dziobem trzy dwustukilogramowe pociski. Bomby głebinowe zanurzając się, tworzyły kształt trójkąta o boku 40 metrów który miał obramować zanurzony okręt.  O nastawach głębokości detonacji i momencie ich odpalenia automatycznie decydował Asdic. Była to na tyle skuteczna broń (zastosowana także na fregatach typu Loch, które zabierały dwa egzemplarze „kałamarnic”), że znacznie zredukowano zapas klasycznych bomb głębinowych. Pozostawiono zaledwie jedną zrzutnię rufową i dwa miotacze burtowe, co zwiększyło ilość miejsca na pokładzie rufowym. Broń zamontowano na dziobowej nadbudówce, gdzie była mniej zalewana falami niż umieszczone niżej i bliżej dziobu działo. Decyzja ta spotkała się z oporem konserwatywnych sztabowców, przywiązanych do idei walki artyleryjskiej, ale okazała się słuszna.

1885406398_P1050371(Copy).thumb.jpg.e31d8a30283806045de745da42992a42.jpg

Działo miało ten sam kaliber (102 mm), co na wcześniejszych korwetach, było jednak konstrukcją nową (poprzednie, Mark VI opracowano w latach I wojny światowej). Typ XIX miał większy kąt podniesienia lufy (60 stopni), co zwiększało zdolności przeciwlotnicze (dość teoretycznie – brakowało systemu celowania) i pozwalało wystrzeliwać flary oświetlające („snowflakes”).  Ustawiono je na podwyższonej platformie, która ograniczała ilość wdzierającej się na stanowisko wody, a także umożliwiała prowadzenie ognia na ujemnych kątach podniesienia lufy (ważne w przypadku niskich i wynurzających się blisko U-bootów). To nie wszystko – w czasie nawodnych walk z U-bootami stwierdzono, że kierowany do nich ogień artyleryjski był nieskuteczny. Pociski nie były w stanie przebić twardej stali ciśnieniowych kadłubów, łatwo rykoszetowały na obłych powierzchniach. Dlatego opracowano specjalny, ciężki pocisk, nazwany Rekinem (Shark). Wystrzelony, miał uderzać pancerz U-boota poniżej linii wodnej i tam go przebijać. Próby były obiecujące, każdej jednostce przydzielono zapas takich pocisków, ale nigdy nie było potrzeby wykorzystać ich w boju.  

1926346834_P1050407(Copy).thumb.jpg.8abd731955b26981a3091b4b2bb110fa.jpg

Specyficzną, bardzo „brytyjską” cechą był układ mostku. Na początku wojny większość kontaktów z przeciwnikiem nawiązywano w czasie obserwacji wzrokowej. Podczas ataku lotniczego krytyczny był też czas reakcji i współpraca między członkami załogi. Stąd idea otwartej, obszernej i szerokiej platformy o jak największym polu obserwacji i polu ostrzału dla przeciwlotniczych Oerlikonów. Również stanowiska specjalistów od broni elektronicznych – asdicu, radionamiernika były usytuowane nieopodal (wnęki w przedniej części mostka i charakterystyczna „budka”). Oczywiście ceną były warunki pracy obsady stanowiska. Osłony w postaci niskich szyb i charakterystycznych rozpraszaczy bryzgów i wiatru (żeberka dookoła pomostu) były dość iluzorycznym zabezpieczeniem przed warunkami panującymi na oceanie i samopoczucie załóg schodzących po sztormowej wachcie musiało być często nie do pozazdroszczenia… Mam też wrażenie, że cała koncepcja była jeszcze jednym z wielu objawów przywiązania konserwatywnej Royal Navy do "starych, dobrych czasów" obserwacji wzrokowej z pokładu rufowego - do szczęścia brakowało tylko piramidy żagli i trzech rzędów dział pod stopami... Żarty na bok, również Amerykanie docenili podejście wyspiarzy, stosując podobny układ na niszczycielach eskortowych.

1758396845_P1050383(Copy).thumb.jpg.f73416938fc590d95d02600342243578.jpg

 

Wraz z pojawieniem się coraz większej ilości elektroniki, pojawił się problem gdzie i jak to wszystko upchnąć? Odpowiedzią były kratownicowe maszty, odpowiednio stabilne aby mogły to wszystko udźwignąć. A im wyżej zlokalizowane były wszelkie anteny, tym miały z reguły większy zasięg.

1058050092_P1050418(Copy).thumb.jpg.f6abdc4623d168244504d93de39f4d44.jpg

Od dołu: dwie anteny systemu identyfikacji swój–obcy, radar oraz radionamiernik zwany Huff -Duff (brakuje na końcówkach rei anten UKF komunikacji miedzyokrętowej). Co ciekawe, namiernik HF/DF uznano za  jedną z najważniejszych broni dla zwycięstwa w Bitwie o Atlantyk, obok radaru i łamania szyfrów Enigmy. Kluczowe dla praktycznego wdrożenia nowoczesnej technologii było opracowanie innowacyjnego projektu anteny przez Wacława Struszyńskiego - polskiego inżyniera, absolwenta Politechniki Warszawskiej. https://en.wikipedia.org/wiki/Wac%C5%82aw_Struszy%C5%84ski

167001037_P1050421(Copy).thumb.jpg.43c5b6adaf03743b726e01396219de98.jpg

Ot, ciekawostka: w pewnym momencie mądrale z Admiralicji orzekły, że pionowy komin utrudnia określenie kierunku poruszania się jednostek. Więc wprowadzono pionowe kominy. Przy okazji: widać też przewód z kambuza prowadzący przez komin główny.  A za nim - zbiornik na wodę chyba z odpowietrzeniem. Intrygujący był też maszt który jednocześnie pełnił funkcję dźwigu - żurawika (do amunicji p-lot?). I jak tu takiego nie odtworzyć?...

Jeszcze kilka zbliżeń na rufę.

936153994_P1050400(Copy).thumb.jpg.5eba4fd36aa1ad9bdb5adbde3e7b0c12.jpg

Ustawienia magazynków do Oerlikonów to temat na oddzielne studium. Fascynujące, było kilka wariantów. Copper Clif na platformie z p-lotkami miał jeszcze dodatkowo wsadzony kompas czy też namiernik. Czort raczy wiedzieć po co...

1381166242_P1050380(Copy).thumb.jpg.d9aef3a265347cdae78241da1b7ebd71.jpg

Przy sobocie po robocie..

1700757973_P1050392(Copy).thumb.jpg.0ba32ce7baf771abf8815f2ffa427433.jpg

1298579229_P1050376(Copy).thumb.jpg.f89b30c3e530ac502a704d982a7518f7.jpg

Moje ulubione: schowki na pyrki i inne warzywa, a poza tym przynajmniej na jednym zdjęciu widać choć trochę dorobione świetliki nad maszynownią ;-)...

***

To już koniec spaceru po korwecie. Jeśli macie jakieś pytanie, lub uwagi (np. użycia przeze mnie  fachowych terminów), to zapraszam serdecznie do ich zgłaszania. Zastanawiam się tylko, czy na forum jest zapotrzebowanie na tego typu materiały? Ich przygotowanie jest mocno czasochłonne, a i na przeczytanie należy znaleźć czas odpowiadający raczej lekturze artykułu w czasopiśmie. Być może zwykła prezentacja kilku fotografii jest dla Was równie użyteczna a niniejszy wpis to po prostu TLTR…

 

 

Edytowane przez socjo1
  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klasa wykład, bardzo dziękuję. Nie wszystko zrozumiałem (pewnie mam w sobie sporo pierwiastka humanistycznego), ale to co zrozumiałem, to zrozumiałem ?

Poważnie mówiąc bardzo fajny pomysł na poszerzenie wiedzy w oparciu o zdjęcia wykonanego modelu. Jestem jak najbardziej za.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Adamo722 napisał:

Dzieki za rys historyczny ? i :piwo: za ciekawy temat bo naprawde fajnie sie mi czytalo ten artykul :super:

 

1 minutę temu, zaruk napisał:

Klasa wykład, bardzo dziękuję. Nie wszystko zrozumiałem (pewnie mam w sobie sporo pierwiastka humanistycznego), ale to co zrozumiałem, to zrozumiałem ?

Poważnie mówiąc bardzo fajny pomysł na poszerzenie wiedzy w oparciu o zdjęcia wykonanego modelu. Jestem jak najbardziej za.

Fajnie że się podobało, a więc krew w piach nie poszła!

Ja też jestem mocno humanoidalny - tak jak to piszę w swoim profilu, babrzę się w niedzisiejszościach...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może napisz jeszcze o kamuflażu z falą. Jakie było jego zadanie? Czy miał utrudnić prawidłowy odczyt odległości okrętu od U-boota, czy też była to tylko jakaś podstawowa funkcja maskująca?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajnie że spytałeś, bo to ciekawy temat.

Zacznijmy nieco dygresyjnie i facecyjnie.

Jak się to często w przypadku kamuflaży zdarza, w sprawie swój pędzel swoje palce maczał pewien malarz co się zwał Peter Scott a któren to jegomość służył w 1940 na niszczycielu HMS Broke. Jak na rasowego angielskiego artystę przystało była to nielada jaka osobowość: poza zainteresowaniem pędzlem frapowały go ptaki, albowiem jako ornitolog był ich miłośnikiem. To znaczy, będąc pacholęciem na nie polował, a jak już dojrzał i zmądrzał - to wręcz przeciwnie. Był też sportowcem (taki eufemizm określający myśliwego ale i zdarzyło mu się zdobyć brązowy medal na olimpiadzie w Berlinie w żeglarstwie i inne) oraz synem. Oczywiście rodziców miał nietuzinkowych: jego osobisty papa był samym nieszczęsnym Robertem Scottem któren to nieszczęśliwie ale heroicznie sczezł (cóż innego pozostaje pokonanemu - i to przez Norwega! - Brytyjczykowi?) pod biegunem południowym, zaś mama - to już pewnie sami zgadniecie - była wybitną rzeźbiarką. Nie może więc dziwić, że syn w wolnych chwilach mędrkował na temat malowań okrętów. Zwłaszcza, że panowało ogólne przekonanie, że dotychczasowe w ogóle nie działają. W tej sytuacji  jego przełożeni mogli go albo dociążyć zadaniami (jak to na porządnych przełożonych przystało), albo zacząć słuchać. Wobec faktu że tak zacnego gentlemana zlać tak wprost nie wypada, wybrali to drugie, z całkiem korzystnym dla siebie i pomyślności Zjednoczonego Królestwa skutkiem.  Tzw. podśmie...ujki na bok, podkreślam ten fakt, bo to częsty przypadek, że właśnie artyści ze swoim wyczuciem kolorów, umiejętnością odwzorowania natury na płaskim etc. miewali ciekawe (i skuteczne!) pomysły w kwestiach maskowania. 

Na początku ekscentryczne idee naszego ptakoluba (na starość to już tak całkiem na ostro i poważnie, na równi z Davidem Attenborough, za co się należy wielki szaconek jak i pomnik któren mu post mortem wystawiono) wdrożono na jednostce na której pływał. Ponieważ nikt nie wiedział, jak w praktyce zadziałają założenia omnitalentnego Mr. Scotta, obie burty niszczyciela zostały pomalowane w kompletnie odmienny sposób. Ale każda miała duże fragmenty białego, zwłaszcza w mocniej zacienionych miejscach (żeby cienie właśnie porozjaśniać).

HMS_Broke_1942_IWM_FL_3067.jpg.d44a4ccb9d05d9914d73c17106dc23f2.jpg

HMS Broke w 1942 r.

Słuszność założeń potwierdziła się w dość niecodzienny sposób (choć czytelnik tej powiastki chyba już przestał się dziwić czemukolwiek) - a więc potwierdziła się (chciałoby się rzec: dobitnie!) w połowie 1941 kiedy to w słabych warunkach pogodowych HMS Broke został zdefasonowany przez niszczyciel HMS Verity ( i znów można by NIEzażartować: Broke's bow was almost broken ?).  Nietrudno się domyślić, że w czasie sądowego postępowania taranujący kapitan tłumaczył, że nie był w stanie dostrzec bratniej jednostki... Po kilku miesiącach nawet członkowie parlamentu zainteresowali się szokującymi praktykami malarskimi na okrętach Jego Królewskiej Mości, dopytując czy Admiralicja jest ich świadoma i jak długo zamierza tolerować ten preceder?...

W tym czasie artyści już się zwąchali z naukowcami i innymi tego typu indywiduami. Jak tego rodzaju gremia mają w zwyczaju, zamiast zabrać się do poważnej roboty, ci zaczęli się zabawiać (i to na pewno nie za swoje piniondze, i to jeszcze pewnie płatne - o zgrozo! - w twardych dewizach, w funtach!). Zabawiali się w dodatku w basenie modelami, oświetlając je teatralnymi lampami w różny sposób.  Potem nastąpiły te smutne i trudne chwile w życiu każdego naukowca, że trzeba było przerwać zabawę w najlepszym momencie, przysiąść na czterech literach i spisać wnioski.

A te były następujące (mniej więcej). Po pierwsze primo - na północnym Atlantyku występuje wyjątkowo dużo mgieł, zachmurzenia, a zimą opadów śniegu . Po drugie primo (co chyba mniej oczywiste dla czytelnika): nocą okręty zwykle są ciemniejsze od otoczenia. Ergo - najlepiej malować je na biało. Całe. Zwłaszcza płasczyzny, które mogłyby podkreślać cienie: wszystkie spody dział, żurawików, platform. No i jeszcze linię wodną też zamalowywać. No ewentualnie, żeby rozbić ich sylwetkę, stosować dodatkowo blade plamy niebieskie i zielone. Ale to tak opcjonalnie, to było takie typowe dla naukowców "można to rozumieć tak ale można też inaczej". Byli natomiast zgodni, że taki biały pływający bałwan może być szokiem dla własnych załóg, więc żeby im morale nie spadało, to niech już sobie pacykują dodatkowo jakieś zielenie i szarawae błękity.  Próby na morzu dowiodły słuszności koncepcji. Podobno raportowano nawet trudności z wzajemnym dostrzeganiem się okrętów eskorty. A wszystko to było pomyślane nie tyle nawet jako kamuflaż obronny, ale ofensywny - taki, który nocą pozwalał dojść maksymalnie blisko U-boota który na powierzchni ładował akumulatory lub zbliżał się do ataku. Oczywiście w myśl starej zasady Royal Navy "Engage enemy more closely"!

(mniej więcej za mi. : Alan Raven, https://www.shipcamouflage.com/3_3.htm i jednak wikipedia)

Uzbrojeni w tego rodzaju wnioski kostyczni lordowie z Admiralicji prawdopodobnie tym razem bez skrupułów zlali swoich tapirowanych kolegów z Westminster Palace...

Ogólnie takie mieszanki kolorów (biały + jasna zieleń + jasnoniebieski) były od połowy roku 1941 charakterystyczne dla eskortowców na północnym Atlantyku - niszczycieli i mniejszych jednostek. Nawet nazywały się one kamuflażami Western Approaches (obszar miej więcej od zachodnich wybrzeży W. Brytanii do Islandii). Dodatkowo , fikuśne plamy innych kolorów miały rozbijać sylwetkę okrętu. Wspólne było to, że dużo białego było na dziobie - po to by móc podejść U-boota jak najbliżej (engage enemy more closly!)  Na marginesie: wówczas białe również stały się spody i boki przeciwpodwodnych samolotów Coastal Command. 

Slup klasy Black Swan:

1070724003_HMSAmethyst1.thumb.jpg.f272ab86b4cdafd0c759f07c153fa73d.jpg

fregata typu River:

Fregata.thumb.png.45062ad57eb6423ccf7ca68f40d7c951.png

korweta klasy Flower, HMCS Regina:

CT-251.thumb.jpg.e72eaff83df40989e6d38f3dbf078edc.jpg

Kanadyjski niszczyciel HMCS Restigtouche:

579710188_HMCSRestigouche(H00)11.thumb.jpg.7dfde97235bedab0c749856130aeb4f1.jpg

 

I teraz mogę odnieść się bezpośrednio do pytania o kamuflaż z falą:

W dniu 21.09.2020 o 23:37, zaruk napisał:

To może napisz jeszcze o kamuflażu z falą.

Otóż wojenne latka leciały, a wraz z nimi zmieniała się sytuacja.  Angole, Kanadyjczycy i Jankesi zapamiętale pacykowali swoje balie, ale zaczęli kręcić nosami. Jedni jednak nie mogli się oswoić z osobliwym "outfitem" okrętów (i to  w sytuacji gdy na początku wojny sporo jednostek w Royal Navy pomalowali sobie na RÓŻOWO! - no może różowawo...), inni mówili, że cała ta maskarada ze stosowaniem skomplikowanych i znormalizowanych szablonów, kilku odcieni farb, jest nie warta zachodu. Dlaczego? No bo zagrożenie ze strony okrętów podwodnych spadło i częściej siedziały one pod powierzchnią niż próbowały ataków z wynurzenia (jak to było wcześniej) No bo coraz skuteczniejszy radar i inne bronie jakoby spowodowały, że kwestia dobrego ukrycia okrętów nie była już taka ważna. Poza tym: jaki pożytek z malowania okrętu na biało, chowania go, był, kiedy po kilku rejsach potrafił wyglądać tak:

103898117_FrenchFlower.thumb.jpg.7305301bd4cd719069108fdcb24c26ed.jpg

albo tak:

2027761208_HMCSTrillium.thumb.jpg.35f952cd49e53b7400121d8a2a0d411a.jpg

Względnie tak:

6916423733_7b1f3690f9_o.thumb.jpg.d9f2362619dc0e012da53b4fdb23bd62.jpg

 UWAGA nr 1: Kochani czołgiści, zostawcie te swoje karaczany i jeśli lubicie PRAWDZIWY weathering, zabierzcie się za okręty. Jak widzicie, czołgi wcale się nie brudzą ?

Dygresja nr 1: Z problemem rdzewienia kadłubów borykali się zwłaszcza Kanadyjczycy na okrętach swojej produkcji. Wobec ogromnego zapotrzebowania na korwety nie stosowali wszystkich wymaganych procedur (pickling) które miały usunąć osad (mill scale/grime?) z walcowanych płyt stali. Więc nie to, że słaba dyscyplina, że nie pucowali, nie malowali (co zarzucali im oficerowie brytyjscy), ale po prostu wojenny pośpiech. Ale temat Kanadyjczyków - jakże wdzięczny - to już chyba przy innym modelu. A my się możemy cieszyć, że tak pieknie im się to wszystko syfiło i możemy to wszystko odtwarzać na modelach.

KONTYNUUJEMY WĄTEK ZASADNICZY: 

Stosunkowo szybko zrezygnowano z zieleni (podobno występował deficyt zielonego pigmentu), zostając przy gustownych błękitkach. No i oczywiście bieli - niektóry kapitanowie, decydowali się na malowanie okrętów po prostu w całości na biało - zwłaszcza w sezonie zimowym:

1290817249_HMSBAMBURGHCASTLE.thumb.jpeg.70a46b26d28a85cf13fb618c7b9025db.jpeg

Przede wszystkim jednak wymyślne kamuflaże uległy uproszczeniu jeśli chodzi o układ plam. Admiralicja zastosowała zasadę złotego środka - został biały i niebieski, zostało kamuflowanie, ale wdrożono schematy uproszczone. Od 1944 dużo okrętów jest malowanych w kamuflaż "z falką" albo "z belką".

Przy okazji, na koniec powtórzę (jeśli ktoś nie czytał całości) - warto zwrócić uwagę na to że często okręty mają maszty i instalacje umieszczone na nich malowane na ciemno. mimo jasnej reszty).

Korweta typu Castle - HMCS Arnprior:591926852_HMCSarnprior.jpg.7b9c5b07de96771308260b75eb6925c7.jpg

I to tyle w dużym skrócie i uproszczeniu...

 

I na dobranoc kilka klimatycznych fotek pokazujących oceaniczny warun. W roli głównej (tym razem) Pacyfik, w pozostałych: australijska fregata typu River HMAS Macquarie i jej załoga:

Macquarie.thumb.jpg.dcf250d9452fc08a06fff1672f02d6a9.jpg

Macquarie2.thumb.jpg.c37b7efb45f161a916fe940ade583d57.jpg

A także: dlaczego lepiej mieć wysoką wolną burtę i niszczyciele nie były w tym najlepsze (na śródokręciu musiały mieć niższe burty ze względu na wyrzutnie torped) - 490765868_wsztormieNN.jpg.1264b1cd7ab1471f798bf9e3bfd640b5.jpg

446566279_october41NNniszczyciel.jpg.4edef0bb3d7b0667e5ecdec577112321.jpg

Edytowane przez socjo1
  • Like 3
  • Thanks 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 22.09.2020 o 01:04, Hello napisał:

 

Pozdrawiam i podziwiam wiedzę ?.

Kwadrans dobrej lektury przed snem obniża ciśnienie, relaksuje i łagodzi obyczaje.

spacer.png

Bardzo dziękuję za miłe przyjecie materiału. Postanowiłem jeszcze uporządkować poprzednią wypowiedź - tę o kamuflażach i dodać kilka informacji oraz zdjęć. W poprzedniej wersji nie odpowiedziałem do końca na konkretne pytanie o falę. Doczytałem, przeredagowałem i... kto ciekawy - zapraszam do lektury!

Edytowane przez socjo1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.