Skocz do zawartości

Jak hartowała się stal, czyli modelarskie lata PRL


kopernik

Rekomendowane odpowiedzi

5 godzin temu, merlin_70 napisał:

 

Te modele broniły tylko dwie rzeczy   - tematyka  i to , ze były z Zachodu, as w kraju bieda i wszystko co ciekawsze spod lady . W sprzedaży trochę  były ( do Gwiazdki ) bo cena skutecznie odstraszała.

 

 

 

Trzy.  Łatwość montażu. Spasowanie części było naprawdę świetne. Części z ramek same wypadały. Nie trzeba było wycinać,  obrabiać kanałów wlewowych.  Technologia, której życzę współczesnym producentom.

Cztery. Boxarty. Roy Huxley jest mocno odpowiedzialny za sukces marki. Nawet jak ten Spitfire z jego malunku jest cokolwiek koślawy, to nie dało się oderwać oczu od tego obrazka. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Modele Matchboxa miały piękne ilustracje na pudełkach, fajne w obróbce tworzywo, ale niestety były bardzo uproszczone a jedyne co można było znaleźć w kokpicie to bardzo ładna figurka pilota i coś co udawało fotel a do tego te koszmarne rowy w udające linie podziałowe … nie dość, że niekompletne to jeszcze głębokie jak rowy. W niektórych modelach popełniono błędy takie jak błędne w obrysie osłony kabin czy osłon radarów. Jednak te modele miały jednak zaletę w postaci tego, że przynajmniej niektóre z nich jak F-14A Tomcat, F-16A/B Fighting Falcon albo A-10A Thunderbolt II przedstawiały prototypy co może być dzisiaj gratką dla modelarzy szukających do kolekcji modeli bardzo wczesnych wersji znanych współczesnych odrzutowców wojskowych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, Staryfajter1954 napisał:

Modele Matchboxa miały piękne ilustracje na pudełkach, fajne w obróbce tworzywo, ale niestety były bardzo uproszczone a jedyne co można było znaleźć w kokpicie to bardzo ładna figurka pilota i coś co udawało fotel a do tego te koszmarne rowy w udające linie podziałowe … nie dość, że niekompletne to jeszcze głębokie jak rowy. W niektórych modelach popełniono błędy takie jak błędne w obrysie osłony kabin czy osłon radarów. Jednak te modele miały jednak zaletę w postaci tego, że przynajmniej niektóre z nich jak F-14A Tomcat, F-16A/B Fighting Falcon albo A-10A Thunderbolt II przedstawiały prototypy co może być dzisiaj gratką dla modelarzy szukających do kolekcji modeli bardzo wczesnych wersji znanych współczesnych odrzutowców wojskowych.

Fakt, chyba nawet nasze Plastyki miały bardziej szczegółowe kokpity :).  Łoś  kokpit miał full wypas w porównaniu z np A 20 Matchboxa. Jednak w tamtych czasch sam fakt,  że były to modele z zachodu robił  na mnie wielkie wrażenie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, kowal76 napisał:

Fakt, chyba nawet nasze Plastyki miały bardziej szczegółowe kokpity :).  Łoś  kokpit miał full wypas w porównaniu z np A 20 Matchboxa. Jednak w tamtych czasch sam fakt,  że były to modele z zachodu robił  na mnie wielkie wrażenie.

Nie tylko medale ZTS Plastyk takie jak Łoś buły na łeb na szyję model Matchboxa pod względem szczegółowości to i francuski Heller również. Opracowane w latach 70 modele Hellera miały zdecydowanie bogatsze kokpity a nawet odwzorowane wnęki luków podwozia jak np F-86E/F Sabre. W tym modelu z 1976 roku odwzorowano również detale wnęk znajdujących się pod hamulcami aerodynamicznym a do tego model ten posiada śliczne koła oraz odwzorowany wlot powietrza dzięki czemu nie widać od przodu środka kokpitu. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie odkryłem, że na przełomie lat 70/80 w wieku 10-14 lat byłem niedorozwinięty umysłowo, bo strasznie jarałem się do modeli Matchboxa. Niestety w tamtych latach nie miałem dostępu do planów, monografii i internetu i o tych wszystkich niedoskonałościach nie miałem pojęcia. Napiszcie, jak w wieku 10-14 lat w tamtych czasach zdobywaliście taką wiedzę ? Może wpadnę na to, gdzie popełniłem błąd 🤣 Kolejny z modeli który był marzeniem ! Nie dla samego modelu, ale dla Kaczora Donalda. Oglądaliśmy go na bazarze niemal z boską czcią. To były czasy, kiedy zaczytywałem się w książkach Arcta. Swój egzemplarz kupiłem dopiero w latach 90. 

spit kaczor.jpg

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To był bardzo fajny model. Dobrze oddawał bryłę prawdziwego samolotu, miał też wgłębnie zaznaczone okapotowanie silnika, reszta linii wypukła. To pudełko z pierwszej edycji w roku 1975. Nie pamiętam czy był dostępny w Harcerzu, ale chyba nie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, kopernik napisał:

Właśnie odkryłem, że na przełomie lat 70/80 w wieku 10-14 lat byłem niedorozwinięty umysłowo, bo strasznie jarałem się do modeli Matchboxa. Niestety w tamtych latach nie miałem dostępu do planów, monografii i internetu i o tych wszystkich niedoskonałościach nie miałem pojęcia. Napiszcie, jak w wieku 10-14 lat w tamtych czasach zdobywaliście taką wiedzę ? Może wpadnę na to, gdzie popełniłem błąd 🤣 Kolejny z modeli który był marzeniem ! Nie dla samego modelu, ale dla Kaczora Donalda. Oglądaliśmy go na bazarze niemal z boską czcią. To były czasy, kiedy zaczytywałem się w książkach Arcta. Swój egzemplarz kupiłem dopiero w latach 90. 

spit kaczor.jpg

Z racji wieku byliśmy świadkami niemal całej historii modelarstwa plastikowego w Polsce:) Ominęły nas co prawda początki, bo te to lata sześćdziesiąte, ale wtedy chyba nikt nie myślał o tym jako modelarstwie redukcyjnym. I tu chyba też mamy jasność, że to "Skrzydlata Polska" była jedynym powszechnie dostępnym źródłem informacji. Równolegle kupowana w KMPiK czechosłowacka i sowiecka prasa modelarska.  Dopiero w drugiej  połowie lat osiemdziesiątych zacząłem dostawać od kolegi w ramach wymiany kserokopie zachodnich wydawnictw, zupełnie przypadkowych. Żadnego klubu typu "Śmigiełko", czy "Pancelot" w Bydgoszczy nie było. Aeroklub nie był zainteresowany powstaniem jakiejś grupy pod ich patronatem. To akurat sprawdzałem osobiście:) Wymiany informacji z przypadkowo spotkanymi modelarzami w sklepie, czy na giełdzie nie można liczyć jako istotnej. Łaziłem po ludziach, którzy ogłaszali się w Klubie Iskra, do dziś przynajmniej jedna znajomość przetrwała. W każdym razie dla mnie cały proces przejścia z zabawy w klejenie modelików i uświadomienia sobie istnienia dorosłego  modelarstwa redukcyjnego i powiązanie potem tego z historią lotnictwa, był związany z "SP" i osobą tu obecnego Andrzeja Ziobera. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nasz od Matchboxa ! Nie pamiętam, abym za PRL kiedykolwiek widział go na bazarze lub CSH, chyba nawet nie wiedziałem o nim.  Po upadku komuny, już w czasach transformacji zobaczyłem go, kupiłem i mam.

WELLINGTON Mk.X Matchbox PK-402 doos.jpg

WELLINGTON Mk.X Matchbox PK-402 achter.jpg

WELLINGTON Mk.X Matchbox PK-402 decals.jpg

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, kopernik napisał:

Nasz od Matchboxa ! Nie pamiętam, abym za PRL kiedykolwiek widział go na bazarze lub CSH, chyba nawet nie wiedziałem o nim.  Po upadku komuny, już w czasach transformacji zobaczyłem go, kupiłem i mam.

WELLINGTON Mk.X Matchbox PK-402 doos.jpg

WELLINGTON Mk.X Matchbox PK-402 achter.jpg

WELLINGTON Mk.X Matchbox PK-402 decals.jpg

Był w CSH. Mam takiego z pieczątką "cena 140 zł" 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cyt: Z racji wieku byliśmy świadkami niemal całej historii modelarstwa plastikowego w Polsce:) Ominęły nas co prawda początki, bo te to lata sześćdziesiąte, ale wtedy chyba nikt nie myślał o tym jako modelarstwie redukcyjnym. I tu chyba też mamy jasność, że to "Skrzydlata Polska" była jedynym powszechnie dostępnym źródłem informacji…

 

 

Ależ byli tacy i myśleli! Ale to byli ci pierwsi paskudni nagrodziarze. I cały ten bałagan z rywalizacją konkursową, zamiast sklejania sobie dla zabawy modelików z plastiku tylko na półeczkę, zaczęli już robić w latach 1960-tych.  Pierwsze imprezy związane z modelarstwem plastykowym w Polsce miały miejsce  bodajże w 1965 roku w Opolu. W 1967 roku była zarejestrowana oficjalnie jedyna w kraju sekcja modelarstwa plastikowego przy opolskim aeroklubie (czyli zanim zaczęło działać Śmigiełko, że o Pancelocie nie  wspomnę). O tych imprezach można było przeczytać m.in. także w miesięczniku Modelarz. W 1975 brałem udział we Wrocławiu w konkursie modeli redukcyjnych o charakterze – o zgrozo – typowo sportowym pod nazwą Ogólnopolska Wystawa Modeli Redukcyjnych, a w 1980 w tym samym mieście rozegrano I Międzynarodowy Konkurs Lotniczych Modeli Redukcyjnych (z udziałem modelarzy z CSRR). To już było nagrodziarstwo pełną gębą. Potem ta zaraza rozlazła się po całej Polsce. I do dziś funkcjonuje.:jezyk:

Edytowane przez Andrzej Ziober
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć!

To trochę tak jak w motoryzacji - postęp idzie od wyścigów. Większość ludzi kupujących samochód chce się po prostu dostać z punktu A do punktu B, ale coraz to nowsze rozwiązania konstrukcyjne często pochodziły z wyścigów - czyli od nagrodziarzy!

 

Ja też nie lubię konkursów i tego ciśnienia - ale przeważnie ludzie z takim wewnętrznym ciśnieniem i jasno postawionym celem przecierają szlaki którymi później podąża "mainstream" - albo inaczej, zapewniają darmową promocję, pod którą potem mogą się podpiąć producenci modeli. Np. jeden z drugim chcą zaszpanować na zawodach i zrobią wnęki podwozia. Gazeta napisze - zaszokował komisje dokładnością i odwzorowanymi wnękami podwozia! No i wtedy już producent zestawu może w swoim najnowszym wypuście zrobić coś podobnego prosto z pudła i na opakowaniu tylko dodaje mały napis - odwzorowane wnęki podwozia - i towar się sprzedaje, i za chwilę jest to już standard.

 

Pozdrawiam i życzę miłego dnia

 

Paweł

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Andrzej Ziober napisał:

Cyt: Z racji wieku byliśmy świadkami niemal całej historii modelarstwa plastikowego w Polsce:) Ominęły nas co prawda początki, bo te to lata sześćdziesiąte, ale wtedy chyba nikt nie myślał o tym jako modelarstwie redukcyjnym. I tu chyba też mamy jasność, że to "Skrzydlata Polska" była jedynym powszechnie dostępnym źródłem informacji…

 

 

Ależ byli tacy i myśleli! Ale to byli ci pierwsi paskudni nagrodziarze. I cały ten bałagan z rywalizacją konkursową, zamiast sklejania sobie dla zabawy modelików z plastiku tylko na półeczkę, zaczęli już robić w latach 1960-tych.  Pierwsze imprezy związane z modelarstwem plastykowym w Polsce miały miejsce  bodajże w 1965 roku w Opolu. W 1967 roku była zarejestrowana oficjalnie jedyna w kraju sekcja modelarstwa plastikowego przy opolskim aeroklubie (czyli zanim zaczęło działać Śmigiełko, że o Pancelocie nie  wspomnę). O tych imprezach można było przeczytać m.in. także w miesięczniku Modelarz. W 1975 brałem udział we Wrocławiu w konkursie modeli redukcyjnych o charakterze – o zgrozo – typowo sportowym pod nazwą Ogólnopolska Wystawa Modeli Redukcyjnych, a w 1980 w tym samym mieście rozegrano I Międzynarodowy Konkurs Lotniczych Modeli Redukcyjnych (z udziałem modelarzy z CSRR). To już było nagrodziarstwo pełną gębą. Potem ta zaraza rozlazła się potem całej Polsce. I do dziś funkcjonuje.:jezyk:

No i teraz mamy skompletowaną historię modelarstwa redukcyjnego w Polsce. Dla mojego pokolenia, dziś 50+, to nieznane fakty.  "Modelarza" kupowałem od ok. 1976 roku. Nie było tam raczej niczego konkretnego o plastikowcach, którzy byli raczej traktowani przez kolegów budujących latające modele, jako nie do końca modelarze. Chyba nie przypadkiem "SP" zajęła się propagowaniem modelarstwa redukcyjnego, bo redakcja "Modelarza" nie wykazywała zbytniego zainteresowania?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie Pan Andrzej prawie że na każdym kroku podkreśla swoją walkę o to, żeby modelarstwo plastikowe było częścią modelarstwa, a nie zabawą dla małych dzieci.

 

Do dziś mamy do czynienia z takim traktowaniem naszej działalności - z jednej strony niektóre modele to dzieła sztuki gdzieś z pogranicza rzeźby i malarstwa. Potem mamy działalność modelarską przez duże M - która ma na celu rozwój młodych i nie tylko młodych ludzi, rozwijanie wiedzy, umiejętności i rozwijanie charakteru. No i mamy też (chociaż w sumie coraz mniej) typową zabawę, gdzie na szybko skleja się kadłub, skrzydła, wkłada do środka petardę, podpala i spuszcza z balkonu :-).

 

Wielu ludzi spoza że tak powiem środowiska zetknęło się tylko z tą ostatnią postacią działalności modelarskiej i traktują nas wszystkich odpowiednio do tego.

 

Kiedyś oddawałem osocze - leży się ponad godzinę na separatorze - no i w naturalny sposób wdałem się w rozmowę z lekarką. Mówię jej, że w wolnej chwili buduję modele - a ona mi tak: Ja tego w ogóle nie rozumiem, dla mnie to strata czasu i bezsens. I weź sobie tu pogadaj.

 

I można by powiedzieć: po co nam być "poważnym" hobby? Każdy robi swoje i dobrze, prawda?

 

Za "Komuny" jednak bez oficjalnego "błogosławieństwa" nie było nic, Plastyk Pruszków pewnie robił by mydelnice i deski klozetowe zamiast "bezużytecznych" Łosiów i Czapl.

 

A i dzisiaj jak ktoś ma pecha to może mu się przyda argument czy dwa, żeby przekonać bliskich, że warto dać mu chwilę czasu na "dłubanie".

 

Na szczęście świat jest na tak i z zagranicy coraz lepsze modele przyjeżdżają, a i nasi też mają coś do powiedzenia.

 

I tym optymistycznym akcentem kończę - pozdrawiam i życzę miłego dnia

 

Paweł

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, pmroczko napisał:

No właśnie Pan Andrzej prawie że na każdym kroku podkreśla swoją walkę o to, żeby modelarstwo plastikowe było częścią modelarstwa, a nie zabawą dla małych dzieci.

Andrzej rzeczywiście zawsze dążył by modelarstwo redukcyjne było doceniane przynajmniej proporcjonalnie do jego potencjalnej wartości i promował odpowiednią do tego formę dobrego modelarstwa. Dobrego nie w jakimś absurdalnym sensie moralnym, ale w pewnym uproszczeniu rozumianego tak, że model jest tym lepszy im trudniej go zrobić.  Jednak nie zwalczał innych form tej działalności. Czytam jego artykuły od kilkudziesięciu lat i zawsze wkurzały mnie w nich ciągle powtarzające się zastrzeżenia, że przedstawiane przemyślenia dotyczą określonego fragmentu plastikowego hobby. Nie mogłem zrozumieć po co marnować czas i miejsce w gazecie na pisanie takich oczywistości. Dopiero kiedy sam zacząłem wyrażać publiczne opinie zorientowałem się, że bez tego się nie da, Bo nawet z tymi zastrzeżeniami nie sposób pozbyć się ludzi, którzy i tak będą ci wciskać w gębę wyimaginowane poglądy. 

Lepszy modelarz to ten co robi lepsze modele.  Wydawało by się, że to naprawdę oczywiste i język polski nie daje tu pola do interpretacji. Nie wiem, jakoś w innych dziedzinach ludzie łatwo godzą się z tym, że pan Lewandowski lepiej od nich kopie piłkę, a pan Schwantz lepiej od nich zapierdala wyścigową pięćsetką. W modelarstwie to nie przechodzi i trzeba równać w dół.

A przecież te działania Andrzeja i innych modelarzy, o których tu wyżej jest mowa doprowadziły do tego, że modelarstwo redukcyjne stało się częścią sportów lotniczych, że lotniczy modelarz redukcyjny mógł odebrać 'Błękitne Skrzydła', nagrodę za najwybitniejsze osiągnięcia w lotnictwie polskim, stając tym samym w jednym rzędzie z lotnikami i konstruktorami lotniczymi, wreszcie że dla modelarza redukcyjnego znalazło się miejsce w 'Księdze Lotników Polskich', encyklopedycznym zbiorze wydawnictwa Bellona. Wiadomo, że nie każdy zechce iść taką drogą i nie jest tak, że każdy powinien. Szkoda jednak, że ten dorobek został zaprzepaszczony. Korzyści z tego mogły być wszelakie: od wystawienia oficjalnej reprezentacji Polski na zawody modelarskie (to funkcjonuje u modelarzy okrętowych), po codzienne sprawy, jak to żeby pmroczko rwąc lekarkę 'na modelarstwo' nie stał od razu na zupełnie straconej pozycji :).

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, pmroczko napisał:

No właśnie Pan Andrzej prawie że na każdym kroku podkreśla swoją walkę o to, żeby modelarstwo plastikowe było częścią modelarstwa, a nie zabawą dla małych dzieci.

 

Do dziś mamy do czynienia z takim traktowaniem naszej działalności - z jednej strony niektóre modele to dzieła sztuki gdzieś z pogranicza rzeźby i malarstwa. Potem mamy działalność modelarską przez duże M - która ma na celu rozwój młodych i nie tylko młodych ludzi, rozwijanie wiedzy, umiejętności i rozwijanie charakteru. No i mamy też (chociaż w sumie coraz mniej) typową zabawę, gdzie na szybko skleja się kadłub, skrzydła, wkłada do środka petardę, podpala i spuszcza z balkonu :-).

 

Wielu ludzi spoza że tak powiem środowiska zetknęło się tylko z tą ostatnią postacią działalności modelarskiej i traktują nas wszystkich odpowiednio do tego.

 

Kiedyś oddawałem osocze - leży się ponad godzinę na separatorze - no i w naturalny sposób wdałem się w rozmowę z lekarką. Mówię jej, że w wolnej chwili buduję modele - a ona mi tak: Ja tego w ogóle nie rozumiem, dla mnie to strata czasu i bezsens. I weź sobie tu pogadaj.

 

I można by powiedzieć: po co nam być "poważnym" hobby? Każdy robi swoje i dobrze, prawda?

 

Za "Komuny" jednak bez oficjalnego "błogosławieństwa" nie było nic, Plastyk Pruszków pewnie robił by mydelnice i deski klozetowe zamiast "bezużytecznych" Łosiów i Czapl.

 

A i dzisiaj jak ktoś ma pecha to może mu się przyda argument czy dwa, żeby przekonać bliskich, że warto dać mu chwilę czasu na "dłubanie".

 

Na szczęście świat jest na tak i z zagranicy coraz lepsze modele przyjeżdżają, a i nasi też mają coś do powiedzenia.

 

I tym optymistycznym akcentem kończę - pozdrawiam i życzę miłego dnia

 

Paweł

Pawele sam się często spotykam z brakiem zrozumienia w kwestii swojego hobby. Dopóki mieszkałem z rodzicami to ciągle było krzywe patrzenie na to co robię szczególnie ze strony swojej mamy. Na całe szczęście ojciec był bardziej wyrozumiały i nawet zdarzało mi się ze mną wyskoczyć na wystawy modelarskie IPMS Polska do Lublina. Mama myślała, że z tego wyrasta się jak z lalek ale się jednak myliła. Teraz jak mieszkam sam to już się nie czepia, że robię i wydaję pieniądze "na głupoty". Mimo to właściwie nie mam o czym rozmawiać z mamą jeśli idzie o hobby bo jakoś mało ją to interesuje. W pracy, w poprzednim dziale to moi współpracownicy również uważali to za coś co jest niewarte uwagi i było to przynajmniej dla majstra "chu..o". Na całe szczęście jestem w innym dziale i w nim przynajmniej niektórzy współpracownicy jak i zastępca szefa patrzą na co to co robię bardziej przychylnym okiem. To co napisałem przynajmniej w sporej części potwierdza to co napisałeś odnośnie osób, które są spoza naszego środowiska i często traktują nas z góry.

 

A teraz odniosę się do tego "poważnego hobby" a konkretniej do kategorii vintage. I tu z jednej strony niepoważnie modelarzy zajmujących się budowaniem modeli ze starych zestawów traktują modelarze młodego pokolenia, dla których taka działalność modelarska to strata czasu bo są nowe zestawy i po co się męczyć "ze starymi struclami" a z drugiej strony sami modelarze wintydżowcy, którzy wręcz hamują rozwój tej sympatycznej dziedziny modelarstwa redukcyjnego poprzez jak już piałem nieżyciowe i niedzisiejsze ograniczenia oraz poprzez niechęć wystawiania swoich prac na ko kursach i festiwalach modelarskich co również nie zachęca organizatorów do organizowania kategorii vintage. Szkoda, że nawet sami wintydżowcy zamiast zadbać o poważne traktowanie swojej ulubionej gałęzi modelarskiej to jeszcze traktują ją jako "zabawę" dla zabicia czasu nie wykazując jakiś wyższych ambicji aby i oni sami byli szanowani w środowisku modelarskim. Smutne ale prawdziwe :(.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, greatgonzo napisał:

Andrzej rzeczywiście zawsze dążył by modelarstwo redukcyjne było doceniane przynajmniej proporcjonalnie do jego potencjalnej wartości i promował odpowiednią do tego formę dobrego modelarstwa. Dobrego nie w jakimś absurdalnym sensie moralnym, ale w pewnym uproszczeniu rozumianego tak, że model jest tym lepszy im trudniej go zrobić.  Jednak nie zwalczał innych form tej działalności. Czytam jego artykuły od kilkudziesięciu lat i zawsze wkurzały mnie w nich ciągle powtarzające się zastrzeżenia, że przedstawiane przemyślenia dotyczą określonego fragmentu plastikowego hobby. Nie mogłem zrozumieć po co marnować czas i miejsce w gazecie na pisanie takich oczywistości. Dopiero kiedy sam zacząłem wyrażać publiczne opinie zorientowałem się, że bez tego się nie da, Bo nawet z tymi zastrzeżeniami nie sposób pozbyć się ludzi, którzy i tak będą ci wciskać w gębę wyimaginowane poglądy. 

Lepszy modelarz to ten co robi lepsze modele.  Wydawało by się, że to naprawdę oczywiste i język polski nie daje tu pola do interpretacji. Nie wiem, jakoś w innych dziedzinach ludzie łatwo godzą się z tym, że pan Lewandowski lepiej od nich kopie piłkę, a pan Schwantz lepiej od nich zapierdala wyścigową pięćsetką. W modelarstwie to nie przechodzi i trzeba równać w dół.

A przecież te działania Andrzeja i innych modelarzy, o których tu wyżej jest mowa doprowadziły do tego, że modelarstwo redukcyjne stało się częścią sportów lotniczych, że lotniczy modelarz redukcyjny mógł odebrać 'Błękitne Skrzydła', nagrodę za najwybitniejsze osiągnięcia w lotnictwie polskim, stając tym samym w jednym rzędzie z lotnikami i konstruktorami lotniczymi, wreszcie że dla modelarza redukcyjnego znalazło się miejsce w 'Księdze Lotników Polskich', encyklopedycznym zbiorze wydawnictwa Bellona. Wiadomo, że nie każdy zechce iść taką drogą i nie jest tak, że każdy powinien. Szkoda jednak, że ten dorobek został zaprzepaszczony. Korzyści z tego mogły być wszelakie: od wystawienia oficjalnej reprezentacji Polski na zawody modelarskie (to funkcjonuje u modelarzy okrętowych), po codzienne sprawy, jak to żeby pmroczko rwąc lekarkę 'na modelarstwo' nie stał od razu na zupełnie straconej pozycji :).

Szkoda, że to co piszesz jest pisane i można o tym mówić jedynie w czasie przeszłym... Aeroklub niestety jak dobrze pamiętam w latach 90 modelarstwo redukcyjne wykreślił ze sportów lotniczych (modele redukcyjne nie mają kontaktu z powietrzem, nie latają) i droga do takich osiągnięć jak nagroda Błękitnych Skrzydeł została zamknięta modelarzom młodszego pokolenia. To również jest bardzo przykre i smutne... W ten sposób modelarstwo redukcyjne stało się ponownie pozbawioną prestiżu działalnością jedynie hobbystyczną bo ani to sport ani sztuka w rozumieniu akademickim. Szkoda bo gdyby modelarstwo redukcyjne w jakiś sposób próbować wprowadzić na salony artystyczne to ten dorobek modelarzy działających w tamtych czasach nie byłby zaprzepaszczony a modelarstwo redukcyjne byłoby działalnością, na którą się zwraca w społeczeństwie większą uwagę,

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytat

… Pan Andrzej prawie że na każdym kroku podkreśla swoją walkę o to, żeby modelarstwo plastikowe było częścią modelarstwa, a nie zabawą dla małych dzieci.

To nie była tylko „moja walka”. Walczyło o to wielu ludzi na rożne sposoby. Ja zostałem w tej „walce” zapamiętany tylko dlatego, że miałem możliwości, ażeby o tym pisać.

Cytat

Aeroklub niestety […] wykreślił modele redukcyjne ze sportów lotniczych […] i droga do takich osiągnięć jak nagroda Błękitnych Skrzydeł została zamknięta modelarzom młodszego pokolenia.

Gwoli wyjaśnienia: Aeroklub nie ma prawa przyznawania Błękitnych Skrzydeł. Może jedynie do Kapituły tej nagrody składać wnioski,  tak samo jak każda instytucja lotnicza, czy jakaś organizacja społeczna, o przyznanie komuś tego wyróżnienia. Gdybyśmy mieli jakąś sensownie działającą dużą własną organizację modelarską, to mogłaby ona z takimi wnioskami występować. Nie mówiąc już o tym, że dziś jest możliwość powrotu lotniczych modelarzy redukcyjnych do Aeroklubu, ale chyba nikt nie ma takiej chęci.

Cytat

Gdyby modelarstwo redukcyjne w jakiś sposób próbować wprowadzić na salony artystyczne to ten dorobek modelarzy działających w tamtych czasach nie byłby zaprzepaszczony a modelarstwo redukcyjne byłoby działalnością, na którą się zwraca w społeczeństwie większą uwagę.

Nie trzeba tak wysoko sięgać aż do salonów artystycznych (choć byłby to dobry kierunek), żeby dorobek polskiego modelarstwa redukcyjnego nie został zaprzepaszczony. Wystarczyłoby, żeby polski IPMS zadbał o tę historię. Ale tej organizacji na razie zdecydowanie lepiej wychodzi jedynie gumowanie tejże historii z niewygodnych faktów i zdarzeń.

Edytowane przez Andrzej Ziober
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobry wieczór,

Pozwolę sobie na taką uwagę, że polskie modelarstwo mogło już dawno mieć swoją organizację i nie być na garnuszkach Aeroklubu czy LOKu. Wypracowanie jednolitych przepisów, wybranie władz, pozyskanie sponsorów i inne przedsięwzięcia nie mają jednak szans i jest wielu ludzi w Polsce, którzy zderzyli się z tym problemem. Dlaczego tak jest. Nie chce mi się o tym gadać... Pozostają wspomnienia. 

Pozdrawiam

Andrzej

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, sas55 napisał:

Dobry wieczór,

Pozwolę sobie na taką uwagę, że polskie modelarstwo mogło już dawno mieć swoją organizację i nie być na garnuszkach Aeroklubu czy LOKu. Wypracowanie jednolitych przepisów, wybranie władz, pozyskanie sponsorów i inne przedsięwzięcia nie mają jednak szans i jest wielu ludzi w Polsce, którzy zderzyli się z tym problemem. Dlaczego tak jest. Nie chce mi się o tym gadać... Pozostają wspomnienia. 

Pozdrawiam

Andrzej

Kwestię ewentualnego założenia organizacji modelarskiej zajmującej się modelarzami redukcyjnymi myślę, że wartałoby przenieść do oddzielnego wątku na forum.  Temat ciekawy i warty poddania go pod dyskusję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.